środa, 29 lutego 2012

~Cassie~

~Cassie~


Nie pocieszona myślą, że kolejny dzień spędzę w tym beznadziejnym mieście, wstałam z łóżka. Godzina 7:00, mam niecałe sześćdziesiąt minuta na przygotowanie się do szkoły. Stanęłam przed obszerną szafą i wybrałam ciuchy na dziś. Założę czarne, obcisłe spodnie, biały t-shirt z wąsami i granatową marynarkę. Wzięłam ciuchy i wymknęłam się po cichu do łazienki tak żeby nie obudzić mamy. Wzięłam zimny, szybki prysznic. Och, jak błogo mi było gdy lodowaty strumień wody mnie rozbudzał, uwielbiam to. Po kąpieli i ubraniu się przyszedł czas na włosy i makijaż. Moja lekko, falowana czupryna została w takim samym stanie jak po wstaniu, tylko lekko ją przeczesałam. Zrobiłam sobie lekki makijaż i wyszłam z łazienki. W kuchni była już mama i robiła śniadanie, podziękowałam, ponieważ nie byłam głodna.  Była 7:30, a ja chciałam zapalić przed lekcjami. Wsunęłam na nogi czarne botki, zarzuciłam torbę na ramię i pochwyciłam z lodówki małą butelkę soku pomarańczowego. Wychodząc rzuciłam do mamy obojętne "miłego dnia".
Tik-tak jeszcze kilka sekund i skończę dzisiejszy dzień w szkole, nareszcie. Dryyyń, w całym budynku zabrzmiał dzwonek. Jak najszybciej udałam się do McDonald'a na obiad. Po odebraniu dość dużego zamówienia usiadłam przy najbliższym stoliku. Pochłaniając mój lunch obserwowałam ludzi za oknem.Wszyscy byli tacy uśmiechnięci. Nienawidzę tego miasta, ale podejrzewam, że z czasem mi to przejdzie. Zaklimatyzuję się tu, poznam nowych ludzi, zacznę zupełnie nowe życie.
Myśląc tak nad moim losem nie zauważyłam, że właśnie skończyłam mojego burgera. Odstawiłam tacę, posłałam uroczy uśmiech chłopakowi, który na mnie patrzył i opuściłam lokal. Nie mając nic konkretnego do roboty poszłam na spacer do parku.
Chodziłam alejkami i napotykałam ludzi znajomych ze szkoły. Lustrowałam każdą spotkaną osobę, niestety żadna nie wydawała się być wystarczająco interesująca by zacząć znajomość. Nagle na choryzoncie pojawiła się kolejna znajoma twarz. Chłopak w szkole, podobnie jak ja, trzyma się na uboczu i nie widziałam go jeszcze uśmiechniętego, aż do teraz. Siedział na ławce, uśmiechnięty obserwował dzieci. Podbiegła do niego prześliczna, malutka dziewczynka, mocno go przytuliła i pobiegła dalej się bawić. Mogłabym go takiego uśmiechniętego obserwować godzinami. Był taki beztroski, ciekawe kim jest ta mała dziewczynka. Coś mnie tknęło i ruszyłam w jego stronę. Zajmując miejsce koło niego zaczęłam obserwować wesołe dzieci. Spojrzał na mnie, poczułam to. Odwróciłam wzrok w jego stronę, ale najwidoczniej się speszył i jego oczy z powrotem powędrowały na bawiące się dzieci. Przemogłam się i zaczęłam rozmowę. On nazywa się Brayan, a ta mała dziewczynka to jego czteroletnia siostra Charlotte.
Bardzo dobrze rozmawiało mi się z Brayanem, ale zrobiło się późno i mała Lottie chciała wracać do domu także wymieniliśmy się numerami i poszliśmy, każde w swoją stronę.
Mama chyba próbuje naprawić relacje między nami i w domu przywitała mnie kolacją. Zajadałam się posiłkiem i  opowiedziałam o swoim dzisiejszym dniu. Ucieszyła się gdy dowiedziała się o Brayanie. Po zjedzeniu wspólnego posiłku zamknęłam się w łazience. Godzina 19:32, weszłam do wanny i puściłam sobie gorącą wodę. Ciszę przerwał dźwięk sms'a od nieznanego mi jeszcze numeru:
"Cześć! Lottie chciała życzyć Ci dobrej nocy. Chyba Cię polubiła. Poszłabyś ze mną jutro odprowadzić i odebrać ją z przedszkola ? Brayan xx"
Nie musiał długo czekać na odpowiedź:
'Hej! Też ją ucałuj. Jest słodka. Tak, jasne, że z Tobą pójdę. Gdzie i o której?"
Wyszłam z wody i przebrałam się w dres służący mi za piżamę. Kładąc się odebrałam kolejną wiadomość:
"Przy ławce, na której się poznaliśmy o 8:00, chyba, że masz lekcje. Dobranoc. x"
Jak miło, akurat jutro szłam na trzecią lekcję i bez problemu mogłam z nim iść. Odpowiedziałam:
"Ok, w takim razie do zobaczenia rano. Buziak. x"
Myśląc o dzisiejszym dniu, o Brayanie, o Lottie,uśmiechnęłam się do własnych myśli. Czułam, że Bray jest świetnym człowiekiem. Dobranoc.
_______________________________________________________________________________
Jest i nasza Cassie. Co o niej myślicie? Ja też przepraszam za opóźnienia z postami, że Cass jest taka krótka i za ten rozdział, nie mam najwidoczniej weny. Komentujcie. Dobranoc. Alex xx.

~Bryan~

~Bryan~

Leżałem na łóżku w malutkim pokoju z błękitnymi ścianami i jednym oknem, przez które padało jasne, ciepłe słońce. Trzymałem w dłoniach książkę z twardą okładką. Treść zawarta  w niej nie była zbyt atrakcyjna intelektualnie, ani interesująca, ale nie miałem nic innego do roboty. Wolałem nudę niż rozmyślenia dotyczące Charlotte. Zamartwiałbym się czy jeszcze żyje, bo każdego dnia boje się, że ta pijaczka, potocznie zwana matką, jej coś zrobi. Przyrzekam, jeszcze tylko rok, do mojej osiemnastki, a zabiorę ją z tej cuchnącej alkoholem, meliny. Mimo prób, nie potrafiłem wysiedzieć dłużej w jednym miejscu, więc wybiegłem do dużego, okolicznego parku. Nie patrzyłem, w które dokładniej miejsce się udaję. Nagle przez moją nieuwagę, zderzyłem się z kimś i oboje polecieliśmy na zimny chodnik. Pośpiesznie wstałem, przeprosiłem i wyciągnąłem dłoń, aby pomóc osobie poszkodowanej podnieść się z betonu. Mężczyzna o ciemnej karnacji i czarnych włosach miło się uśmiechną. Zauważyłem, że miał kolczyki w uszach. Wyglądał jak jakaś gwiazda z teledysku. Przedstawił się jako Zayn Malik. Nie, nie kojarzyłem gościa. Miałem już sobie iść, ale chłopak zapytał czy coś mnie dręczy. Nie wiedziałem, że aż tak to widać po mojej minie. Nawet nie wiem czemu, ale usiedliśmy na drewnianej, polakierowanej ławce i zacząłem się mu wyżalać oraz rozmawiać o problemach. Spędziliśmy strasznie dużo czasu razem i można nawet powiedzieć, że się zaprzyjaźniliśmy. Zayn w końcu powiedział, że musi niestety zostawić mnie samego, gdyż za parę godzin ma wywiad, do którego musi się przygotować. Zrobiło mi się smutno, ale pośpiesznie spytałem, czym się zajmuj i w jakiej branży pracuje. Był bardzo zdziwiony, że nie wiem takich rzeczy. Okazało się, iż śpiewa w zespole. Dał mi swoją wizytówkę z numerem telefonu i poszedł w swoją stronę. 
Byłem mile zaskoczony tym niespodziewanym spotkaniem, ale zawsze lubiłem poznawać nowych ludzi. Postanowiłem, że  urwę się dzisiaj z popołudniowych lekcji i odbiorę Lottie z przedszkola. Stęskniłem się niemiłosiernie za nią. Pójdziemy na lody, kupie jej mnóstwo nowych ubrań, bo choć miała tylko 4 lata nie interesował ją zabawki. Uwielbiała modę. Zatroszczę się o nią, bo troski i opieki ze strony matki, ma niewiele. Już i tak co miesiąc płacę za jej opiekę w ciągu tygodnia. Z pieniędzmi nie ma problemu. Dorabiam w weekendy, obsługując na kasie w Burger King'u. Wszystko po to, aby moja siostrzyczka miała, chociaż trochę lepsze dzieciństwo. Zależy mi na tym, by dorastała w dobrych warunkach. Była moją jedyną rodziną, bo do matki się nie przyznawałem, a pozostali już dawno temu stracili życie. To właśnie przez nią mam problemy z sercem i nerkami. Gdyby nie to, że piła i brała narkotyki, kiedy była ze mną w ciąży, byłym zdrowy i nie musiałbym co miesiąc jeździć do różnym lekarzy, którzy by nie musieli poddawać mnie bolesnym badaniom, gdyż wyniki kolejny raz były nie takie i mam szczęście, że ciągle trzymam się przy życiu. Bądź co bądź, mam dla kogo. 
Zasiedziałem się w tym parku, musiałem wracać, ponieważ robiło się coraz chłodniej, a ja miałam na sobie zaledwie podkoszulek Hilfigera, jeansy za kostkę i trampki. Spacerkiem szedłem ulicami Hammersmith. Zahaczyłem o Tesco i kupiłem coś na obiad. Dokładniej ulubiony posiłek wielu dzieci. Prosty do zrobienia kurczak z piekarnika, frytki, a do tego sałatę ze świeżymi pomidorami. Co jak co, ale gotować uwielbiam i spędzam wiele czasu w kuchni, doszkalając się w fachu. Miałem z tym związaną przyszłość. Najpierw szkoła kulinarna, później własna restauracja, recenzje o niej w znanych gazetach. Tak, uwielbiam marzyć. 
Z siatkami w rękach dotarłem do drzwi mojego pokoju. Jak dobrze, że nie jestem zmuszony go z kimś dzielić. Myśl o współlokatorze, a tym samym o wspólnym wszystkim, nie była najprzyjemniejsza. Postawiłem zakupy na jasnym blacie kuchennym i udałem się umyć ręce do łazienki. Przebrałem się też w jakąś lekko pobrudzoną koszulką z napisem "Change my life" oraz zabrałem się do przygotowywania obiadu. Po około 45 minutach w fartuchu wszystko było gotowe, razem ze sztućcami, talerzami i szklankami na stole. Założyłem granatową, kraciastą koszulę i pośpiesznie wyszedłem z mieszkania, zostawiając na pastwę losu posiłek. 
Podszedłem na przystanek do którego podjeżdżał właśnie autobus z wyświetlającym się numerem 203. Wsiadłem i przejeżdżając trzy przystanki w pozycji stojącej, wysiadłem. Charlotte wydali mi bez problemu, bo opiekuni już mnie znali, kojarzyli i lubili. Wiedzieli o sytuacji rodzinnej, więc nawet woleli, gdy ja ją odbierałem. Lottie bardzo się ucieszyła na mój widok, a jeszcze większy uśmiech na jej twarzy pojawił się, kiedy dowiedziała się, że dzisiejszy dzień spędzi u mnie. Napisałem matce sms'a, iż jej córka śpi u mnie. Nie pytałem jej nawet o zgodę, wiedziałem, że ten pomysł to szczyt jej marzeń, bo będzie mogła upić się do nieprzytomności. Weszliśmy do H&M na dział dziecięcy i wybraliśmy tonę ubrań, które pasowały mojej królewnie. Obsłużyła nas ładna, ruda dziewczyna. Po zapłaceniu, od razu wróciliśmy do domu, gdzie spożyliśmy mój mistrzowski obiad. Pooglądaliśmy bajki w telewizji i wyszliśmy na plac zabaw. 
Usiadłem na ławce, podczas gdy Charlottka bawiła się z koleżankami. Wiele osób dziwnie się mi przyglądało, a jedna babcia zagadała do mnie z tekstem, iż mam bardzo śliczną córeczkę. Zachciało mi się śmiać. Czy to, że zajmuje się czteroletnim dzieckiem od razu musi oznaczać, że to moje ? Jednakże, nie chciałem robić kobiecie przykrości i podziękowałem. Lubiłem patrzeć jak Lott spędzała czas z rówieśnikami. Niespodziewanie  dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna. Znałem ją ze szkoły.

~~~
Cześć. Przepraszam za przerwę w pisaniu. Jestem zadowolona z tego wpisu. Co o nim sądzicie ? Jak myślicie kim jest dziewczyna, która dosiadła się do Bryana ? 

~~~
Sue xx

poniedziałek, 27 lutego 2012

~Melanie~

~Melanie~

Obudziłam się z potężnym bólem głowy i dłuższą chwilę musiałam się zastanowić gdzie jestem, apartament Harry'ego. Podniosłam się z łóżka i chwiejnym krokiem ruszyłam do kuchni. Poczułam intensywny zapach spalenizny, mój przyjaciel próbował zrobić naleśniki na śniadanie. Chciałam go przestraszyć, ale potknęłam się o własne nogi i z hukiem upadłam na posadzkę. Harry podszedł do mnie i pomógł mi się pozbierać, a z pokoju obok wysunął się nasz najukochańszy, zaspany Louis.
-Cześć Śpiochu!-powiedziałam do Lou, siadając na blacie stołu.
-Cześć wam, dajcie micoś na kaca.-odpowiedział zmasakrowanym głosem.
Harold dokończył spalać nasze śniadanie i razem z nami zasiadł do stołu podając jedzenie. Nasz młodszy przyjaciel wyglądał na trzeźwego, więc zaczęłam go wypytywać o to co się działo od wczoraj do tąd, aż znalazłam się w łóżku.
-Harry, kochanie czemu jestem w waszym apartamencie i tak bardzo boli mnie głowa?-zapytałam loczka.
-Melanie, pijaczko ze słabą głową, wczoraj po zakończeniu sesji zdjęciowej do VOGUA odebrałem cię i pojechaliśmy do ciebie do domu, tam zjedliśmy obiad i zaproponowałaś żebyśmy wyszli do kluby, byłem w stu procentach za i poinformowałem o wszystkim Louisa. Strasznie długo się przygotowywałaś i w efekcie przy barze byliśmy dopiero o 21:00. Ty i Lou wlewaliście w siebie Tekuile, a ja miałem z was niezły ubaw. Koło 3:00 byliście już tak pijani, że ledwo trzymaliście się na nogach, Chcąc uniknąć nieprzyjemności wyciągnąłem was z klubu tylny wyjściem, a to po to żeby paparazzi nas nie dopadli...-słysząc słowo paparazzi, sięgnęłam po leżącego na stole IPhona i zaczęłam przeglądać portale plotkarskie. Byłam zażenowana.
-Nie udało nam się uniknąć kontaktu z tą bandą reporterów, prawda?-zapytałam.
-Niestety nie.-odparł zamrtwiony Hazza.
-Co tam masz?-zapytał Loui
-No więc: "Melanie Forest i Louis Tomlinson ledwo trzymający sie na nogach po imprezie", "Forest i Tomlinson pijani czy wylądują razem w łóżku?". Jest jeszcze kilka, ale to nie warte przeglądania.
-No i co jeszcze, może mamy dziecko?!-mówił mocno wzburzony Lou. Po zjedzeniu śniadania, odeszłam od stołu i wyniosłam talerze do kuchni. Zapytałam Harry'ego czy mogę wziąć jego dresy i jakąś koszulkę, bo o butach to z jego rozmiarem to mogę zapomnieć. Zgodził się i zaprowadził mnie do swojej sypialini. W pomieszczeniu zaczął przekopywać szafę i po chwili dostałam w twarz spodniami, a bluzkę podał mi łagodniej. Kopnęłam go w tyłek i szybko uciekłam do łazienki. Przed lustem wiszącym nad umywalką, zobaczyłam w jak koszmarnym stanie jest moja twarz i moje włosy. W lustrzanym odbiciu zobaczyłam, że na szafce stoi moja torba, którą zostawiłam w zeszłym tygodniu u chłopaków. Zaglądając do niej znalazłam tonik do twarzy, szczoteczkę do zembów, a nawet trampki, szorty i czystą bieliznę. W czasie ogarniania się do stanu normalności do łazienki wszedł Louis. Zawsze to robi gdy u nich jestem i wtedy rozmawia ze mną o dziwnych rzeczach.
-Mel, przepraszam za te plotki-przepraszał mnie biorąc szczotkę do włosów.
-Oj Lou, przecież to nie twoja wina. Oboje byliśmy pijani i pewnie nie raz pojawią się plotki na nasz temat, a ja się nimi nie przejmuje, ty też powinieneś ich olewać.-dźgnęłam go w brzuch i wygoniłam z łazienki. Po lekkim ogarnięciu się i przebraniu z, najpewniej, koszulki Harry'ego wyszłam z łazienki. Walnęłam Hazzę jego spodniami i powiedziałm mu żeby mnie odwiózł. Założył na siebie dresy, jakiś t-shirt, sięgnął po kluczyki i wyszlismy zostawiając skacowanego Louiego samego.
Pod budynkiem, w którym mieszkam roi się od reporterów i fanek. Jedynym powodem, dla którego jest tu takie zgormadzenie, to Harry, ja jestem zwykłym fotografem. Wziąl mnie na swoje plecy i zaczęł biec do środka budynku przez nachalny tłum. Udało nam się, wygraliśmy z dzikimi ludźmi i jesteśmy w windzie. Na dwunastym piętrze zatrzymaliśmy się przed drzwiami numer 102. W środku mojego miaszkania było przyjemnie, chłodno. Zauważyłam, że Harry od razu po wejściu do środka zaczął grzebać w szafie ze sprzętem fotograficznym. Wyjął pewną, bliśką memu sercu lustrzankę. To był aparat, którym zrobiliśmy sobie pierwsze, wspólne zdjęcie.
-Dawno się nie wygłupialiśmy, zróbmy sobie sesję głupich zdjęć, jak kiedyś.-poprosił Loczuś.
-Najlepszy pomysł na świecie!-wykrzyknęłam, udzielając przy tym odpowiedzi. i ustawiłam sprzęt.
  Przez przynajmniej trzy godziny robiliśmy sobie zdjęcia i nagrywaliśmy głupkowate filmiki. Uwielbiam spędzać czas z tym gamomniem, a przez to, że mamy go tak mało zawsze spędzamy go w bardzo aktywny sposób. Wzięliśmy laptopa i zalogowałam się na twittera. Z kilku najfajniejszych zdjęć skleiłam jeden kolaż, który zamieściłam na portalu społecznościowym z podpisem:
"My, duże dzieci. Uwielbiam Cię gamoniu. @Harry_Styles"

W niewiarygodnie szybkim tępie Harry zniknął z mojego mieszkania. Zadzwonił Lou, a co dalej nie wiem, miejmy nadzieję, że nic złego mu się nie stało. Wzięłam ponownie laptopa i zalogowałam się na pocztę elektroniczną. Doznałam szoku i pewnie gdyby nie to, że siedziałam na obszernej kanapie to ja i mój MacBook zostalibyśmy w małym stopniu uszkodzeni. Na moim mailu widniała wiadomość od Megan. Moja starsza siostra, cioteczna. Ostatni raz widziałam ją trzy miesiące temu, gdy robiłam jej sesję zdjęciową do jakiejś kampanii reklamowej. W wiadomości pisała:
"Cześć Melanie, dawno się nie odzywałam, przepraszam, ale teraz potrzbuję Twojej pomocy. Mianowicie, nie wiem czy już wiecz, czy jeszcze nie, ale moi i Lexi rodzice nie żyją. Jestem w związku z tym zmuszona wracać do Anglii by opiekować się nasza młodszą siostrą. Nie znam jej tak dobrze jak ty i obawiam się, że ja i Alex nie damy sobie same rady. Czy mogłabym liczyć na Twoją pomoc? Meg XX."
Z chwilą gdy dowiedziałam, się o śmierci wujostwa i powrocie Megan cała we łzach zaczęłam się pakować. Jestem pewna, że one same sobie nie dadzą rady. Meg, jak i Alexandra są bardzo roztrzepane i nie będą same potrafiły się dogadać, Zadzwoniłam do Harry'ego i poprosiłam go żeby zabukował bilety do Londynu, w jedną stronę, na za tydzień, dlaczego opowiem mu jutro. Po spakowaniu części bagarzu zaczęłam wydzwaniać do agencjii by odwołać moje sejse zdjęciowe. Źle poszło z większością, zawsze źle idzie.
___________________________________________________________________________________
1.Bardzo przepraszam za ten rozdział. Nie wyszedł mi zbytnio.
2.Dziękuję/my Wam, że jesteście i, że doceniacie nasz talent pisarski.
3.Jesteście najlepszymi na świecie czytelnikami. Nasz blog ma tydzień, a jest Was tutaj już 
a nawet ponad. Jesteście wielcy.

4.Jak Wam się podoba nieudany rozdział? Poproszę o odopwiedź w komentarzu.


                                                                      ALEX xx. ♥♥

~Freddie~

~Freddie~

Tik-tak, tik-tak. Czas leci. Płynie jak strumień rzeki. Wskazówka na tarczy zegara zakręca idealnie kółka. Nagle dzwonek i nareszcie mogłem wyjść z tego cholernie nudnego wykładu. Uwielbiałem psychologię, ale takie lekcje, jak te strasznie mnie od niej oddalały i zniechęcał do fachu. Opuściłem salę i udałem się w stronę wyjścia z uniwersytetu. Odszukałem czerwone BMW na parkingu, po czym otworzyłem je przyciskiem. Usiadłem na skórzanym siedzeniu, odpaliłem silnik i zacząłem jechać do studia. Dzisiaj mieliśmy nagrywać najważniejszą scenę w całym filmie i chociaż nie miałem głównej roli, i tak byłem bardzo ważną postacią. 
5 godzin na planie filmowym doszczętnie mnie wyczerpało. Senny wsiadłem za kółko i wyjechałem na autostradę. Oczy same zaczęły mi się zamykać, prawie zasnąłem, ale klakson TIR'a, któremu prawie w jechałem pod koła, rozbudził mnie, aż do kiedy dojechałem do domu Josh'a. Wszedłem do holu apartamentowca, mrugnąłem na dzień dobry w stronę recepcji i udałem się do windy. Wjechałem na  piętro i zapukałem do mieszkania pod numerem 65. Otworzył mi radosny Joshua. Na początku nie znałem powodu jego nadmiernego szczęścia. O ja głupi. To było proste. Zawsze taki był, gdy Megan miała przyjechać lub się do niego odezwałam Chrzanić co zrobiła, nie ważne o co chodziło, byleby było związane z nią. Już wiele razy tłumaczyłem mu dlaczego ona nie jest dla niego, ale nie, on wie lepiej. Gdy usłyszałem o tatuażu to się normalnie załamałem. Nie sądziłem, że mój kumpel potrafi stracić dla kogoś głowę. No, a później jeszcze ten jej wyjazd.
Zdjąłem bluzę i położyłem na oparciu od fotela. Po paru minutach ciszy zapytałem co się stało, że jest wesoły, aż do tego stopnia. Ach te moje zmysły. Meg wracała do Londynu. Czyżby agenci już jej nie chcieli? Jak mi przykro. Wypiliśmy parę piw i postanowiliśmy wyjść na miasto. Wzięliśmy trochę kasy, telefon i wyszliśmy się zabawić.
Siedzieliśmy przy barze i wlewaliśmy w siebie niezliczoną ilość alkoholu.  Jack Daniell's, Takuila, vodka, piwo, wszystko. Gdy tak sobie urzędowaliśmy podeszły do nas dwie, całkiem niezłe, dziewczyny. Tańczyliśmy z nimi całą noc, a przynajmniej jej większość.
Obudziliśmy się u mnie, całą czwórką. Byliśmy skacowani i to ostro. Wstałem i udałem się do kuchni w celu zażycia jakiegoś środka na ból głowy. Medycyna szła w przód, a i tak żaden farmaceuta nie wpadł na to żeby zrobić jakiś środek do uśmierzania kaca. Gdy już opanowałem mój pulsujący łeb, postanowiłem się odświerzyć. Po porannym prysznicu ogarnąłem trochę zaśmiecone mieszkanie i kazałem wstawać balangowiczom. Dziewczyna z czarnymi włosami i ciemnymi oczami zaczęła na mnie patrzeć, po czym zapytała się czy nazywam się David. Ja zszokowany opowiedziałem, że nie, a moje imię brzmi Freddie. Dodałem także to, że mój przyjaciel też nie jest owym Davidem. Amanda wstała i poszła na balkon zapalić papierosa. Zrobiłem śniadanie. Jajecznicę ze smarzonym bekonem i zimnym piwem. Wszyscy byli chętni, ale jedliśmy mało, bojąc się zwrócenia posiłku. Josh strasznie dziwnie gapił się na moją towarzyszkę. Jogo koleżanka już dawno wymknęła się do własnego domu. W pewnej chwili zapytał się Amandy czy zna jakąś modelką. Ta jak gdyby nic powiadomiła nas, że i owszem, nawet z jedną się przyjaźni. Nie miałem zielonego pojęcia czemu ją o to pyta. Gdy skończyliśmy jeść dziewczyna poszła się umyć, a po tej czynność zostawiła mi swój numer i wyszła. Od razu spytałem Joshue o co mu chodziło. Opowiedział, iż zna ją, to najlepsza przyjaciółka Megan. Był załamany. Bał się, że jeśli Amanda powie jej o tej nocy, Meg nie uwierzy w jego miłość do niej, bo przespał się z inną.~

~~~
Zaskoczeni takim zwrotem akcji ? Sue xx.

sobota, 25 lutego 2012

~Max~

~Max~

   Jak zawsze nikogo nie ma w domu. Jestem jedynym domownikiem, które nie pracuje i nie uczęszcza do placówki edukacyjnej. Powinnam studiować, ale nie mam na nie ochoty, przynajmniej teraz. Cały ranek spędziłam pijąc herbatę i oglądając głupkowate seriale w telewizji.  Nie miałam dzisiaj oochoty na jakiekolwiek wyjście z domu, ale poczułam potrzebe świeżego powietrza. Wstałam z kanapy i udałam się do pokoju po jakieś ciuchy. Stojąc przed obszerną szafą widziałam w niej wiele kolorowych ubrań  całkowicie niepasujący do tego miasta. Wybrałam czarne "baggy jeans", białą bokserkę, która kazała mi się uśmiechnąć, błękitną bluzę i różowe Vansy. Po założeniu stylizacji zaczęłam ogarniać feyzurę. Moje miętowe, zazwyczaj niesforne w układaniu, włosy były wyjątkowo posłuszne. Zrobiłam sobie niedbałego kłosa, zasznurowałam buty i wcisnęłam słuchawki w uszy z włączoną stacją radiową, THE HITS RADIO. Leciało "Moments" w wykonaniu One Direction. Pojawiły mi się łzy w oczach, zalała mnie fala smutku, a to dlatego, że każda pisoenka w ich wykonaniu kojarzyły mi się z Effy. Moja kochana, czerwonowłosa przyjaciółka, która dziesięc miesięcy temu odeszła na odwyk. Tak, moja koleżanka brała cholernie mocne narkotyki, nawet nie wiem co to było. To miał być jeden raz, gdy razem spróbowałyśmy marihuany. Dla mnie to była imprezowa przygoda, ale moja przyjaciółka wpadła w tran i paliła codziennie, a towarzyszył jej przy tym mój młodszy brat, ale on umiał się opanować, a Eff nie. Przestała chodzić do szkoły i nieutrzymywała z nikim kontaktu z naszego towarzystwa. Zmieniła znajomych i mnie całkowice olała, a ja to zignorowałam i próbowałam jej pomóc, na marne. Któregoś wieczora Georg zadzwonił do mnie i przerażony oznajmił mi, że Effy jedzie do szpitala. Była pod wpływem narkotyków i straciła przytomność, następnie zabrali ją na odwyk i nigdy więcej jej nie widziałam. Wspomnienia sprzed dziesięciu miesięcy przewał mi sms od mamy, w którym napisała:
"Max, kochanie pojedż do sklepu, kup wszystko co potrzebne i Georgowi coś weź, ale nie przesadź. Mama xx". Posłusznie, na prośbę mamy wyszłam na zakupy.
W markecie było pełno ludzi i z większością się zderzałam. Wrzucając do wózka sporą ilość produktów sporzywczych rzuciła mi się w oczy znajoma twarz. Tak to był on, Niall Horan rodem z One Direction. Nie pasjonowałam się nimi, ale Effy uroiła sobie miłość do jednego z nich, którym był Niall, a ja byłam pewna w stu procentach, że właśnie jestem z nim w jednym TESCO. Zauważył, że się mu przyglądam i speszona odwróciłam wzrok, niepewnie ruszyłam w stronę kas.
Po wyjściu ze sklepu, na parkingu pakowałam zakupy do samochodu. Poczułam, że ktoś na mnie patrzy. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam ukochanego Eff. Przyglądał mi się z pytającym wzrokirm, pokręciłam tylko głową i wsiadłam do auta. Odjechałam jak najszybciej z miejsca dziwnego spotkania.
Drzwi do domu otworzył mi, niezbyt dobrze wyglądający, Georg. Wziął ode mnie zakupy, ale po chwili cała zawartość toreb, razem z nim, wylądowała na podłodze. Zapytałam co pił i pomogłam mu się pozbierać. Po upchnięciu wszystkich produktów w odpowiednich miejscach zamknęłam się w swoim pokoju. Moją kolorową głowę przepełniały myśli o Georgu i Effy. Wiedziałam, że mój brat kontaktował się z ośrodkiem, w który przebywała. Wybiegłam z pokoju żeby zapytać Georga kiedy wraca Eff, ale niestety w salonie zastałam tylko naszego ojca. W całym pomieszczeniu unosił się intensywny zapach alkocholu, tata był pijany, jak zwykle, Zawiedziona wróciłam do mojej supialni. Zległam na łóżku i nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale było mi błogo.
Obudził mnie silny ból brzucha, głod się do mnie dobrał. Wyszłam do kuchni i usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami, Georg. Tak, to mój brat wrócił. Nie mówiąc gdzie był zniknął za drzwiami swojego pokoju. Nie zwracając na niego uwagi dokończyłam przyżądzać sobie kanapki. Usiadłam na blacie stołu i pochłaniając kolację obserwowałam pijanego tatusia. Był zdenerwowany, coś do mnie mówił, ale nie rozumiałam co, walił się klatkę piersiową i poklepywał po kolanie. Po półgodzinie serii dziwnych tików nerwowych, ojciec wstał z kanapy i wszedł do mojego brata do pokoju. Zaniepokojona, jak najciszej za nim poszłam. Przez lekko uchylone drzwi zauważyłam, że Georg jest duszony przez naszego tatę. Sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam po policję. Po zakończeniu połączenia próbowałam uratować brata, ale na marne, ojciec dźgnął nożem Georga w brzuch. Poczułam, że ktoś mnie odsuwa, to był policjant. Obezwładnił kogoś kogo do tej pory nazywałam tatą, a ratownicy z pogotowia wynieśli mojego braciszka z pokoju. W ciągu zaledwie pięciu minut ktoś się mnie pytał czy nic mi nie jest, zaprzeczyłam, moja mama zjawiła się w miszkaniu, ale na którko. Zostawili mnie samą w domu. Byłam przestraszona, zszokowana, zła i znienawidziałam dzisiaj mojego tatę, któr prawie, a może nawet, zabił mojego brata. W natłkou bolesnych myśli ponownie zmorzył mnie sen.
___________________________________________________________________________________\
No i jest nasza kochana Max. Co o niej myślicie? Uważacie, że spotkała w TESCO Nialla? O przemyśleniach proszę pisać w komentarzach.
Drodzy, najukochańsi na świecie czytelnicy, jest Was tutaj już ponad 500 i miałyśmy razem z Sue dodać Wam dzisiaj cztery posty, ale niestety nie damy rady. Prawdopodobnie jutro będzie jakaś przyjemna niespodzianka, ale wszystko w swoim czasie. Jeszcze raz prosimy o jak największą ilość komentarzy, ponieważ zależy nam na Waszych opiniach. Dobranoc Alex. XX

~Effy~

~Effy~

Powrót do normalności. Nie cały rok odizolowania od świata i nagle wolność. Wolność słowa, czynów i własnych myśli. Brak rozmów z terapeutami. Koniec spowiadania się im ze swojej przeszłości. Życie bez tabletek, które zamiast pomagać, prały ci mózg i tylko odbierały chęć do dalszego istnienia. Nareszcie.
Szłam tak sobie do mojego mieszkania i myślałam. Czemu nie pamiętam nikogo? Żadnej bliskiej mi osoby. Rodziny, przyjaciół... Na pewno takowych posiadałam. Pewnie tęsknili za mną. Ale czemu nie próbowali się kontaktować ? Byłam taka samotna.
Kiedy już znalazłam się w środku maleńkiego domu, nie miałam siły na nic. Po prostu padłam z impetem na kanapę i zasnęłam. Przyśniło mi się coś idiotycznego. Siedziałam w brudnym, klubowym kiblu. Gumą ścisnęłam lewą rękę i wbiłam strzykawkę z nieznanego pochodzenia substancją, po której błogo się czułam. Boże, to była moja przeszłość. Wiele razy spędzałam noce z głową opartą o kibel. Byłam żałosna, a do tego odrzucałam pomoc moich bliskich. Najgorsze było to, że wykańczała mnie psychicznie miłość do niego. Takiego idealnego, który by nawet na mnie nie spojrzał. Koniec, to co było kiedyś nigdy się nie wydarzyło. Przynajmniej dla mnie. Zaczynałam życie od nowa. 
Gdy się obudziłam padał deszcz. Krople waliły o szyby. Spojrzałam na zegar. Była 16:02. Przespałam bite kilkanaście godzin. Burczało mi w brzuchu, a lodówka była pusta. Byłam zmuszona do odwiedzenia najbliższego Tesco. Wstałam i nie ścieląc łóżka, weszłam pod szybki prysznic. Po wyjściu z wanny, stanęłam owinięta białym ręcznikiem, przed lustrem. Moje całe ciało było strasznie blade, co mnie przerażało, bo wyglądałam bardzo podobnie do ściany. Wysuszyłam krwistoczerwone włosy i umalowałam się. Nie był to mocny makijaż, od tak naturalne podkreślenie urody. Wyczyściłam srebrny kolczyk, który tkwił mi w nosie. Ubrałam się w szarą, przydużą bluzkę z długim rękawem . Na samym jej środku widniała jakaś postać z amerykańskiej kreskówki. Na nogi wsunęłam stare, szare spodnie i zielone vansy. Schowałam portfel i wyszłam, zapominając parasolki. 
Długi mi zajęło zlokalizowanie sklepu, a gdy już go znalazłam, okazało się, że nie ma moich ulubionych zupek chińskich, które nie zawierały ani grama węglowodanów. Od pewnego czasu strasznie mało jadłam. Po prostu uważałam tą czynność za zbędną. Byłam coraz chudsza i zaczynało mi się to podobać. 
Zrezygnowałam z zakupów. Postanowiłam uzupełnić braki w garderobie i weszłam do pierwszego lepszego butiku. Na wieszakach wisiało wiele bardzo ładnych, a za razem prostych rzeczy. Miałam ochotę wykupić pół sklepu, ale finanse pozwoliły mi tylko na trzy bluzeczki i jedną parę idealnie dopasowanych jeansów. 
Idąc ulicą zauważyłam interesującego chłopaka. Ubrany był w zielone spodnie z krokiem w kolanach i biały t-shirt. Z jasnymi, blond włosami kontrastowała granatowa, zwisająca do tyłu, czapka. Palił papierosa, ale wyglądał na dość młodego. W pewnym momencie doznałam olśnienia. Znałam go, ale nie wiedziałam kim był. Już miałam za nim biec, ale na horyzoncie zobaczyłam drugą zapamiętaną osobę i wątpię, że go kiedykolwiek zapomnę. Marco - mój były diler. Opętał mnie paraliżujący strach, uniemożliwiający jakikolwiek ruch. Bałam się go jak cholera. Zaczął się patrzeć w moim kierunku, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nie, nie uśmiechał się do mnie, ale do kogoś stojącego za mną. Poczułam na karku ciepły oddech. Dostałam czymś w głowę i straciłam przytomność.

c.d.n.
~~~
I jak wrażenia ?
Sue xxx

~Massive Thanks~

Mamy 500 wejść !


24 lutego 2012 roku, o godzinie 19:11 nabiło się 500 osób na licznik wejść. Jesteśmy Wam bardzo wdzięczne, że chętnie odwiedzacie naszego bloga. Mamy nadzieję, iż będziecie dalej go tak czytać i komentować. Z tej okazji przygotowałyśmy Wam bonus, tzn. 4 wpisy jednego dnia.


Sue&Alex


xxx


piątek, 24 lutego 2012

~George~

~George~


Dzisiaj przesłuchanie. Nie, na pewno nie spodobam im się. Przecież przygodę z gitarą zacząłem dopiero 2 lata temu. To za krótko. Jestem zbyt cienki. Nie wytrzymam. Muszę się wyluzować. W tym momencie sięgnąłem po rączkę od szuflady, po czym ją otworzyłem. Wyciągnąłem książkę, następnie przerzuciłem kilka kartek. Dokładnie pomiędzy stroną 82, a 83 tkwiła mała, foliowa torebeczka. Wypełniająca ja marihuanna miała zgniło-zielony kolor i bardzo ładnie pachniała. Wyciągnąłem z kieszeni jeansów bletkę i skręciłem idealnego skręta. Zapaliłem i zaczął się chill. Widziałem różne dziwne i niezwykłe rzeczy. To był mój idealny świat. Niestety został zburzony przez dzwonek. Wstałem z podłogi, na której nie wiem jak się znalazłem i ruszyłem chwiejnym krokiem do drzwi. Nie patrząc przez wizjer kto mnie niepokoi przesunąłem stalową zasówę. Zobaczyłem uśmiechniętą Max, która trzymała siatki ze spożywczymi zakupami. Nie chciałem żeby wiedziała o tym, iż się zjarałem więc udawałem jak tylko umiałem normalnego człowieka. Już po 5 minutach mojej srednio dobrej gry aktorskiej, siostra zapytała co paliłem. Nie wiedziałem jakim cuden to zauważyła. Przecież każdemu się czasem zdarza uderzyć z impetem w ścianę. Gdy już wszystkie zakupy, które razem ze mną przeżyły zderzenie, trafiły do lodówki i na półki, pośpiesznym krokiem udałem się do swojego pokoju. Spojrzałem na g-shock'a, którego miałem na ręce, była 14:45. Przesłuchanie, o którym zdąrzyłem zapomnieć, było zaplanowane na 16. Godzina i 15 minut to mało jak na przećwiczenie piosenek, a zarazem dostanie się na drugi koniec miasta. Dziś był ten dzień, kiedy nie możliwe staje się możliwe i to z wielu względów. Otworzyłem wielkie okno, bo dym ze skun'a zaczął mnie denerowować. Poszedłem do sporej, białej szafy i wyciągnąłem koszulkę z napisem "Born to fuck". Aktualny t-shirt, który miałem na sobie, nie był odpowiedni do wyjścia na miasto. Wziąłem elektryka i usiadłem na zabałaganionym łóżku. Z utrzymaniem porządku od zawsze miałem problem. Zacząłem grać. Wpadłem w błogi trans. Uwielbiam to uczucie. Następnie spakowałem instrument w futerał. Założyłem go sobie na plecy i włożyłem paczkę marlboro w kieszień. Wyszedłem i zacząłem iść w stronę najbliższego przystanku. Posiedziałem na drewnianej ławcę około 5 minut, po czym wsiadłem do piętrowego, czerwonego autobusu. Skasowałem kartę i zająłem miejsce przy oknie. Przez 12 przystanków gapiłem się na panoramę Londynu. Wysiadłem na water street. Moim oczom ukazał się szklany budynek. Popchnąłem ciężkie, obrotowe drzwi i znalazłem się w jego wnętrzu. Podszedłem do recepcji, gdzie siedziała ładna, jasnowłosa dziewczyna z błękitnymi oczami i malinowymi ustami. Zapytałem obojętnie, czy wie, na którym piętrze odbywa się casting do zespołu o nazwie " Black Rebbel's". Caroline, o ile dobrze wyczytałem z plakietki oznajmiła, iż przesłuchanie się skończyło, bo wybrali jakiegoś tam dzieciaka. Myślałem, że się zastrzelę. To było moje największe marzenie i nie zamierzałem się poddać. Złapałem lidera zespołu i zagrałem mój ulubiony kawałek. Przesłuchali. Jednym słowem zrujnowali mi życie.
Wróciłem do domu. Bez słowa poszedłem do swojego królestwa. Zaległem na łóżku i małymi łyczkami upijałem zawartość butelki o gorzkim smaku. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Obudziło mnie głatwone szarpanie. Ledwo otworzyłem oczy, a przed swoją twarzą zobaczyłem mężczyznę w średnim wieku, nieogolonego, śmierdzącego alkoholem. W ręce trzymał nóż. Celował nim w moją klatkę piersiową, prosto w serce. Od razu wiedziałem kim jest ten zniszczony życiem facet. To był mój tatuś. Mój ukochany ojciec. Łzy pociekły mi ciórkiem, bo nie wiedziałem czemu chce mnie skrzywdzić. Nagle ktoś wpadł do pokoju i odciągnął mężczyznę, niestety zdąrzył wbić ostrze w mój brzuch. Straciłem przytomność, ale jeszcze przed tym widziałem dużo krwi wokół mnie.


Sue xx

~Mat~

~Mat~


Gdzie są wszyscy? Chodzę po szkole w poszukiwaniu moich przyjaciół. Nigdzie nie ma Lex ani mojej dziewczyny, Georga też zniknął matmie, pewnie poszedł zapalić. Rany, mi też chce się palić, ale Lex ma moje papierosy. Naprawdę postąpiłem idiotycznie dając jej całą paczkę. Napisałem do Josha, czy wie co z dziewczynami, ale też nie miał pojęcia. Kurde, a chciałem zaprosić Maci na kolację, przecież jesteśmy ze sobą już sześć miesięcy i miałem w planach romantyczne spotkanie, ale rano, gdy dawałem jej czekoladki, myślałem tylko o ślicznie dziś wygląda. Gdy jestem przy niej serce mi skacze do gardła. Naprawdę ją kocham, jest moim całym światem. Nie mogłem już wytrzymać i najzwyczajniej się zerwałem. Z miejsca ruszyłem w stronę parku. Przez kilka minut próbowałem zlokalizować dziewczyny, ale na marne. Byłem pewny, że tu są, zawsze tu przychodzą. Georga też nigdzie nie było, nikogo nie było w pobliżu. Park był opustoszały. Usiadłem na ławce, ale nie długo tam siedziałem, ponieważ spadł niezapowiedziany deszcz. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu. Wpadłem do pierwszego autobusu, który pojawił się na przystanku. Cały przemoczony usiadłem na tylnym siedzeniu i głowę oparłem o szybe.

Dzisiajszy dzień jest strasznie szary. Grając na pianinie stojącym przy oknie obserwowałem ludzi na zewnątrz. Wszyscy byli ubrani w ponure rzeczy. Jedynym kolorowym elementem Londynu były wesołe dzieci, czerwone autobusy i budki telefoniczne.

Ojców nie było w domu. Wziąłem ze stołu paczkę papierosów z zapalniczką, usiadłem na parapecie i zapaliłem. Rodzice byli świadomi, że palę, nie pochwalali tego, że nie jestem w stanie pozbyć się nałogu. Mam z nimi świetne kontakty, cieszy mnie to.

Dochodziła 17:00, a ja nie miałem żadnych planów na resztę dnia, niestety nadal nie wiedziałem  co się dzieje z Maci, mam nadzieje, że nic jej nie jest. Po chwili namysłu postanowiłem wprowadzić do tego miasta trochę koloru. Ubrałem się w szare, jasne spodnie, białą koszulką RAMONES, zieloną bluzę Jacka Willsa, zielone trampki, wziąłem do kieszeni paczkę papierosów, troche kasy i telefon, do którego podłączyłem słuchawki, wsadziłem je w uszy, puszczając Ed'a Sheerana, był dla mnie ostatnio inspiracją. Przekręciłem klucz w zamku i zbiegłem szybkim tępem z dwunastego piętra.

Snując się bez celu ulicami Soho poczułem się senny. Kawa, tego mi teraz trzeba. Zlokalizowałem Starbucks'a i zamówiłem sobie frapuccino. W oczekiwaniu na mój napój czułem na moim ciele wiele spojrzeń, nawet słyszałem szepty. Bywałem tutaj dość często jak wiele innych ludzi, znałem niektóre twarze, zawsze mnie obgadywali, ale tak szczerze, jak można o mnie nie gadać. Syn homoseksualistów, zapalony pianista, uzależniony od tytoniu, farbowany blondyn, chudy, zero mięśni, wszystkie spodnie spadają mi z dupy i pewnie gdyby nie to, że mam dziewczynę postrzegaliby mnie jako geja, ale mi to nie przeszkadza, chrzanię opinię innych.
___________________________________________________________________________________
Taki tam Mat. Jak Wam się podoba? Alex XX.

czwartek, 23 lutego 2012

~Amanda~

~Amanda~
Wracałam ze studia ojca. Idąc ulicą zauważyłam, że co drugi chłopak przechodząc obok mnie gapi się w moją stronę jakbym mu coś obiecała. Nie wiedziałam o co im chodzi. Nigdy nie uchodziłam za piękność. Może miałam coś na twarzy. Zaszłam do starbucks'a i zajęłam wolny stolik. Zamówiłam cappuchino i rozsiadłam się w miękkim, jasnobeżowym fotelu. Włożyłam słuchawki od Iphona w uszy i włączyłam najnowszy singiel Edd'a Sheerana. Znałam go osobiście, dzięki tacie. Uważam, że to świetny, inteligenty i miły facet, posiadający niesamowity głos i talent do muzyki, ale jest niestety zajęty. W każdym razie nadaje się na bliskiego przyjaciela, bo można na nim polegać o czym się przekonałam wiele razy. Po paru chwilach przypomniałam sobie o moim napoju i pognałam do mocno zirytowanej dziewczyny. Zapłaciłam, odebrałam kawę, a oddalając się w kierunku stolika rzuciłam jej, żeby popracowała nad nerwami, bo w trzymaniu ich na wodzy jest kiepska. Dziewczyna zburaczała na twarzy, a ja miałam satysfakcję. To prawda jestem wredna, ale okazuję to rzadko i tylko przez mówienie szczerych rzeczy. Umiem trafić w czyjś słaby punkt i go wykorzystać. Przydaje się to w życiu, a zwłaszcza jeśli masz wielu wrogów. Wyjęłam z torby netbook'a i weszłam na facebook'a. Czasami wydaje mi się, że moi znajomi nie mają co robić i siedzą tylko w internecie jak jakieś no-lify. Nic wartego mojej uwagi nie znalazłam, więc zalogowałam się na pocztę elektroniczną. Pare reklam, spam z twittera i jedna wiadomość z interesującym nagłówkiem. Popatrzyłam na adresata. Zrobiłam wielkie oczy. Megan ... Megan ?! Megan ! Z pośpiechem kliknęłam na ikonkę z kopertą. Czytałam nie wierząc w to co widzę. " Cześć Kochanie, Wracam do Londynu. Długa historia. Spotkajmy się 16.05 w Coffee Heaven o 5, w Camdem. Meg." Nie mogłam jej odmówić, nawet nie chciałam. Nie widziałam się z nią od ostatnich wakacji, kiedy to ostro melanżowałyśmy na Florydzie wśród gwiazd dużego formatu. To po części zasługa moja, a raczej znajomości mojego ojca, że interesuje się nią tyle agencji w USA. Cóż, czego się nie robi dla prawdziwych przyjaciół. W sumie to chciałam, żeby Megan robiła karierę. Na prawdę nadawała się do tej pracy. Od zawsze była piękna. Miało to swoje minusy. Nie miałyśmy dla siebie czasu i nasze drogi powoli się rozchodziły. Smutne, lecz takie jest życie. Nagle poczułam, że w papierowym kubku nie ma już żadnej kropli cieczy z kofeiną. Odpisałam jej, że nie ma problemu, na pewno będę, po czym wyłączyłam i włożyłam laptopa do czarnej, płóciennej torby. Wstałam i wyszłam. Nie miałam pomysłów, ani planów na spędzenie reszty dnia. Wydawałoby się, że nawet wieczór jestem zmuszona spędzić w domu. Przed telewizorem, oglądając brazylijski serial nie mający końca i głaszcząc kota. Nie pasowała mi ta wizja. Postanowiłam zorganizować kilka osób i wyjść do klubu. Wyjęłam telefon i napisałam parę sms'ów, które przedstawiały mój genialny pomysł. Wszyscy się zgodzili i nim doszłam do mieszkania, byłam umówiona na 20:00 przed elitarnym miejscem spotkań, zwanym "Mango". Zegar mikrofali pokazywał 17:37. Zrobiłam obiad, składający się z ryżu i warzyw z torebki oraz zielonej herbaty. Po pozmywaniu po posiłku, udałam się do sypialni, aby dokonać ogólnych oględzin zawartości mojej szafy. Postanowiłam na elegancję pomieszaną ze swobodą. Czarne spodenki z wysokim stanem, bluzka na ramiączka z wizerunkiem Marilyn Monroe i obcasy idealnie pasowały. Ubrałam się w zestaw . Po dosyć długiej wizycie w toalecie, z kosmetyczką pod ręką, wyglądałam idealnie. Wychodząc sięgnęłam po skórzaną ramoneskę z ćwiekami na barkach i zamknęłam drzwi kluczami. Taksówka, którą zamówiłam w międzyczasie , już czekała. Wsiadłam i podałam adres. Po upływie 20 minut byłam na miejscu. Zapłaciłam, a wychodząc kierowałam się w stronę machających mi znajomych. Bez problemu znaleźliśmy się w klubie, dzięki vip'owskim bransoletkom, które załatwiłam. Zamówiliśmy drinki i rozsiedliśmy się na kanapach. Panował świetny klimat, a muzyka, którą puszczał DJ była nieziemska. Nie pamiętam wielu momentów imprezy. Zwłaszcza tego w jaki sposób wylądowałam w łóżku z niesamowicie przystojnym Davidem.
~~~
Jak myślicie, Amanda zacznie się spotykać z Davidem, czy to będzie tylko przygoda na jedną noc ?
~~~
Sue xxx

~Josh~

~Josh~
Dzień mija mi jak każdy w tym miesiącu. Nagrywam cały czas reklamy i nie mam zbytnio czasu na sen czy jakiekolwiek przyjemności. Wstaje rano, wychodzę do studia, nagrywam kolejne reklamy, jem obiad w fastfoodzie, wracam znów nagrywać, gdy już jestem w domu, próbuję jak najwięcej czasu spędzać z Maci, bardzo przygnębiający tryb życia. Mam nadzieje, że więcej nie będę myślał o Megan, tak jak dziś, dawno się to nie działo. Co rusz coś mi się z nią kojarzyło, na samym początku sms w Subwayu, myślałem, że od niej, czemu? Następnie byłem w parku, pod drzewem gdy była jeszcze tutaj, w Londynie i gdy byliśmy nierozłączni wyciąłem w korze drzewa nasze imiona, a teraz myślę o niej w każdej sekundzie mijających minut.
Wracając do domu zahaczyłem o sklepu. Snułem się po nim
wrzucając poszczególne produkty. Po zapłaceniu skierowałem się prosto do domu. W mieszkaniu było cicho i ciemno, co oznaczało, że Maci nie wróciła jeszcze do domu. Zaniepokojony  wybrałem numer siostry. Niestety, wyłączony telefon, miejmy nadzieje, że siedzi u Lex. Znudzenie i zmęczenie bierze górę, a w telewizji nie ma nic ciekawego. Mecz futbolu, mnie musi jak na razie zaspokoić. Nie kręci mnie to, nie należę do tej grupy ludzi, która wybucha emocjami ten chłam. Chyba odlatuję, oczy mi się zamykają. Prawe, a zaraz potem lewe oko. Już nie śpię. Zgaszony telewizor, Maci wróciła. Wpadłem do jej sypialni jak burza. Co za ulga, że nic jej nie jest. Zacząłem:
-Co dziś robiłaś?
-Zerwałam się z kilku ostatnich lekcji...
-Co, czemu?-Dostanie mi się, kurde.
-Rodzice Lexi...-łzy w oczach?! Boże co z rodzicami Alex?!-nie żyją-wtuliła się we mnie.
-Jak to, co się stało?-co za szok.
-Niestety...mówiłam ci, wyjechali kilka dni temu do Brighton i dzisiaj mieli dzisiaj wieczorem być w Londynie, ale podobno tacie Lex coś wypadło w pracy i musieli wracać jak najszybciej no i ojciec Alex prowadził szybko i nieuważnie samochód i mieli śmiertelny wypadek.
-O mój boże, to niemożliwe, przecież...Co teraz będzie z Lexi?
-No właśnie-głos jej się wahał-przyjeżdża...-nie dokończyła.
-Kto przyjeżdża?!-kurde!
-No...Megan-o ja piernicze, Megan.
-Megan, jak to?!-chyba zrobiłem się czerwony.
-No tak. Przyjeżdża i zostaje tu na razie na stałe. Będzie opiekować się Lex.
O mój boże Meg. Moja kochana Megan wraca. Jestem co raz bardziej zszokowany. Kurde Josh ogarnij się, ona nie jest twoja i nie będzie. Poszedłem do swojego pokoju.
-Ona wraca na stałe...-cicho westchnąłem.
Co za feralny dzień. Może gdybym dzisiaj nie myślał tyle o Meg to by nie wróciła? Nie to na pewno nie moja wina. Mój palec nagle mnie bardzo zabolał i odruchowo włożyłem go do buzi. Zaraz, zaraz czy to...tak to palec, na którym około dwa lata temu, wytatuowałem sobie ledwo zauważalne imię Megan. To nie jest normalne. Poczułem ukłucie w sercu i chyba powiem Megi gdy wróci, co do niej naprawdę czuję. Nie mogę o niej tyle myśleć, przecież pewnie nie pamięta już o moim istnieniu, a nawet jeśli pamięta to nie mam szans na udany związek z nieziemską, piękną, inteligentną, amerykańską modelką. Ja, może przystojny, ale niewystarczająco przystojny dla niej, jestem niczym w porównaniu do amerykańskich facetów. Nie ważne, może mogę liczyć chociaż na odnowienie przyjaźni, to by mi wystarczyło.
W łazience, zanużyłem się cały pod wodą biorąc kąpiel. Było mi lżej gdy leżałem w wannie, wszystko wydawało się takie banalne. Niestety z chwilą wynurzenia się z wody musiałem zakończyć tę przyjemną chwilę, ponieważ dochodziła już północ. Po wytarciu się wskoczyłem w dresy i wyszedłem z pomieszczenia. Pogoniłem spać Maci i sam postanowiłem iść spać, iż jutro tak samo, a może bardziej męczący niż dzisiaj, dzień. Dobranoc.
__________________________________________________
No i jest nasz przystojny i zakochany Josh. Niestety krótki, ale dużo na tę chwilę o nim nie da się napisać. Jak myślicie wyzna miłość Megan czy nie? Na odpowiedzi czekamy w komentarzach.

Ps.: Proszę wyrażajcie swoje opinie w komentarzach.

Alex buziaki. XX

środa, 22 lutego 2012

~Maci~

~Maci~

Widziałam przez okno jak Lexi biegnie. Po jej policzkach spływała rzeka łez. Kierowała się do parku. Byłam tego pewna. To niewielkie, oddalone od ludzi miejsce było nam najlepiej znane i obydwie je kochałyśmy, bo właśnie tam się poznałyśmy. Dokładnie dziesięć lat temu.
Babka od fizyki nie chciała mi pozwolić iść za Lex, więc tylko, gdy zabrzmiał dzwonek, zabrałam swoje rzeczy i udałam się ku drzwiom wyjściowym szkoły. Dobre parę minut zajęło mi zlokalizowanie dokładnego miejsca jej pobytu, ale gdy poczułam zapach tytoniu, wiedziałam co robi. Byłam na nią trochę zła, bo dobrze wiedziała, że palenie nie było dobrym rozwiązaniem jej, jeszcze mi nie znanego, problemu. Usiadłam obok dziewczyny i ją mocno przytuliłam. Gdy skończyła płakać, zapytałam co się stało, bo nic mi nie przychodziło do głowy. Przecież przez naganę od dyrektorki nie uciekła by z placówki edukacyjnej. Szlochając powiedziała, ze wyszła przed klasę, a po chwili usłyszała najgorszą rzecz w swoim życiu. Została powiadomiona, że jej rodzice mieli śmiertelny wypadek przez zwykły pośpiech i nieuwagę. Objęłam ją jeszcze mocniej, po czym sama zaczęłam płakać. Było mi jej tak żal. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, więc tylko wydukałam " Co teraz zrobi?". Odpowiedziała, że nie ma pojęcia, ale chyba jej siostra, Megan przyjedzie. Słysząc to od razu pomyślałam o Joshu, bo dobrze wiedziałam, że ją bardzo kocha już długi czas, a ta miłość miejscami przeradza się w szaleństwo.
Posiedziałyśmy tam jeszcze chwilę w ciszy, po czym zaproponowałam żebyśmy poszły do niej. Lexi od razu się zgodziła, bo dobrze wiedziała, że jest w opłakanym stanie.
Po 5 minutach stałyśmy pod drzwiami do jej pokoju. Alexandra przebrała się w jakieś czyste  , szare dresy i za duży podkoszulek, w którym chodziła tylko w domu oraz związała włosy w niedbałego koka. Ja w tym czasie poszłam do kuchni i wstawiłam wodę w czajniku. Wyjęłam ze śnieżno-białej szafki dwa ozdobne kubki z motywem różyczek, a z szuflady opakowanie z cytrynową herbatą rozpuszczalną, z dodatkiem melisy. Wsypałam ją i po dwie łyżeczki cukru do szklanek. Podczas, gdy napój się zaparzał, szukałam jakiś ciastek. Niestety wszędzie był totalne pustki. Odpuściłam i postawiłam filiżanki na stole, w ekskluzywnym salonie.
Weszłam schodami na górę, żeby pomóc Lexi w ewentualnym zmywaniu resztek makijażu. Nie potrzebnie, była już w miarę ogarnięta. Jednak nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Blada, podpuchnięte oczy z worami na kilometr, smutek emanował od niej na kilometr. Nie pasowało mi nic z takich rzeczy u Alex. Zawsze była uśmiechnięta, ale nie dziwie jej się przy takim ciągu zdarzeń. 
Wzięłam ją za rękę i zeszłyśmy na dół, do dużego pokoju, gdzie na niskim, ciemno-drewnianym stole stała herbata, która miała na celu ogólne uspokojenie nas obu. Zaległyśmy na kanapie z pilotem w ręce. Godziny mijał bardzo szybko, w między czasie Lex odebrała telefon od Megan. Miała przyjechać w ciągu trzech dni. Nim spostrzegłyśmy była już 19:00. Musiałam wracać do domu, chciałam zostawiać Alexandry samej, ale Josh się już na pewno martwił, a mi padł telefon, poza tym musiałam napisać referat bez którego nie zaliczę półrocza. Po milionowym przeproszeniu Lex, wyszłam kierując się w stronę mojego domu. 
Idąc tak myślałam nad tym, czy powinnam powiedzieć mojemu bratu, że Meg wraca i, że znowu będzie mieszkać w Londynie, i że znowu zawróci mu w głowie. Tego się najbardziej obawiałam. Tak na prawdę dopiero dwa lata temu, Josh pogodził się z tym, iż nigdy nie będzie jej mieć, bo wyjeżdża do USA. Ciężko to przeżył, ale przeżył. Poza tym siostra Lexi nie była kobietą dla niego. Zawsze uważała się za lepszą od innych, wywyższała się na każdym kroku, nigdy za nią nie przepadałam, ale nie zamierzałam o tym mówić mojej przyjaciółce, bo dobrze wiem jak jest do niej przywiązana, choć rzadko się kontaktują.
Po około 15 minutach weszłam do holu w dość bogatym budynku. Przywitała się z Wendy,  dziewczyną, która od 2 miesięcy pracowała na recepcji, i ruszyłam w kierunku srebrnej windy. Otworzyły się blaszane drzwi, wcisnęłam guzik z numerem, który momentalnie zaświecił się na czerwono. Wysiadłam na 7 piętrze i otworzyłam kluczem drzwi. Josh siedział, a raczej spał na fotelu. Pewnie był zmęczony po kręceniu reklamy. Wyłączyłam mecz piłki nożnej, który leciał w TV. Pewnie to on dodał senności mojemu bratu. Nie wiem, co niektórych facetów kręci w tym sporcie. Udałam się do mojego pokoju. Uwielbiałam to miejsce, bo tylko tam miałam trochę prywatności. Usiadłam na niezasłanym łóżku i siegnęłam ręką po Macbooka. Uruchomiłam laptopa i pokazało mi się zdjęcie kosmosu. To samo, które stanowiło fototapetę na jednej ze ścian pomieszczenia. Włączyłam Word'a i zaczęłam pisać pracę do szkoły, na jakiś bardzo nudny temat. 
45 minut później ciszę panującą w pokoju, zakończył wpadający z hukiem Joshua. Był ciekaw, co dzisiaj robiłam. Oznajmiłam mu, że uciekłam z paru ostatnich lekcji, opowiedziałam mu o Lexi oraz o tym, iż Megan wraca się nią zaopiekować. Uczucia momentalnie ukazały mu się na twarzy. Był szczęśliwy, zszokowany z nutką satysfakcji. Wiedziałam czego to początek i nie byłam z tej informacji zadowolona. 

~~~~
Cóż rozdział wyszedł dosyć długi. Co myślicie o Maci ? 

~~~~
Sue xx

wtorek, 21 lutego 2012

~Megan~

~Megan~
Zadzwonił mi telefon. Na wygaszaczu pojawił się numer nieznany mojej
książce telefonicznej. Bez wahania odebrałam, myśląc, że to kolejny
fotograf błagający mnie o sesję na okładkę jakiegoś znanego magazynu
w stylu "ELLE" lub "VOUGE". Interesują mnie tylko
elitarne pisma. Kobiecy głos przedstawił się jako pracownik opieki
społecznej i w ciągu kilkunastu sekund poinformował mnie, że moi
rodzice mieli śmiertelny wypadek, a moją młodszą siostrą mam się
zająć ja. Momentalnie moje oczy pokryły się warstwą łez, a
perfekcyjny makijaż rozpłyną się po całej twarzy. Nadawca połączenia
poprosił o szybkie podjęcie decyzji w związku z Lexi i poinformowanie
opieki społecznej o tym, po czym pożegnał się bez emocji. Nie mógł
się nią zająć nikt poza mną. Cała dalsza rodzina albo zmarła, albo
straciła ze mną kontakt. Pewna byłam jednego, moja młodsza siostra nie
spędzi ani minuty w domu dziecka oraz żadnej innej tego typu placówce.
Gdy pozbierałam myśli do kupy, weszłam na stronę wizzarda i
zabukowałam bilet lotniczy w jedną stronę, do Londynu. Miałam się
stawić na lotnisku za 3 dni. Pozostały mi tylko 72 godziny na ogarnięcie
wszystkich spraw związanych z modelingiem, mieszkaniem, rachunkami i kupą
innych rzeczy. Pomyślę nad tym głębiej jutro. Teraz tylko skontaktuje
się z Lexi.
Nie czekając długo zadzwoniłam do niej i ku mojemu zdziwieniu moja, jak
mi się wydawało, malutka siostrzyczka radzi sobie świetnie. Była
trochę przybita, ale poza tym wszystko było okej. Ucieszyła się na
wiadomość, że przylatuję. Nie widziałyśmy się dobre 3 lata, bo tak
byłam pochłonięta pracą. Mam wyrzuty sumienia, że aż tak ją
zaniedbałam. Mamę i tatę z resztą też, a teraz już ich nie ma. Od 8
lat jestem samodzielna i nie obchodziła mnie rodzina, aż do teraz.
Kolejne dni minęły szybko i chaotycznie. Pozałatwiałam wszystko
włącznie z wynajęciem mieszkania. Kto by pomyślał, że tak szybko
znajdę chętną osobę. Młody, przystojny student imieniem Carl z 5
kartonami na krzyż i kotką o imieniu Walia. Od początku wiedziałam, że
z tym gościem nie będzie problemów.
Poinformowałam agencję, że na rok zawieszam moją karierę z powodów
rodzinnych. Amelie nie pytała nawet o szczegóły, zawsze ją za to
ceniłam. Nie wsadzała nosa w nieswoje sprawy. W dzisiejszych czasach
mało jest takich osób. 
W dzień wylotu wpadłam do Levis'a i kupiłam Lexi parę fajnych
spodni oraz tunikę w szaro-niebieskie kwiatki z H&M. Mam nadzieję,
że spodobają jej się te małe upominki, bo szczerze powiedziawszy nie
mam pojęcia, co ona nosi.
O 17:00, już  po oddaniu bagaży i odprawie, czekałam na start samolotu.
Pilot powitał nas przyjaźnie i poinformował o warunkach atmosferycznych.
Dużo mnie obchodzi ilość chmurek na niebie, ważne to, żeby utrzymać
się w locie. 
Ok. godziny 22:30 wylądowaliśmy. Lot odbył się bez zbędnych
turbulencji, a za to dzięki wielkie Bogu. Po załatwieniu potrzeb
fiziologicznych i odebraniu dwóch wielkich walizek, wsiadłam do
najbliżej mi taksówki i zajechałam pod dosyć dużą posiadłość z
zadbanym ogrodem, oświetlonym latarniami. W większości okien świeciło
się światło, więc miałam pewność, że Lexi jest w domu, poza tym
dobrze wiedziała, że dzisiaj przylatuję. Zapłaciwszy kierowcy sumę
rachunku oraz zostawiwszy spory napiwek, wysiadłam z pojazdu i wraz z
bagażem ruszyłam w kierunku malutkiego tarasu. Stanęłam przed
czerwonymi, sosnowymi drzwiami i nacisnęłam biały przycisk z obrazkiem
przedstawiającym dzwonek. Usłyszałam powszechnie znany dźwięk i
czekałam, aż ktoś otworzy. W głowie miałam tylko jedno pytanie,
"Co teraz?"
~~~~
Sue xxx

poniedziałek, 20 lutego 2012

~Lexi~


  ~Lexi~

Dzień zaczął się jak każdy inny. O 6:00 zadzwonił mi budzik, który oznaczał, że powinnam wstać i zacząć szykować się do szkoły. Zwlekłam się z łóżka i odsłoniłam zasłony. Ku moim oczom ukazał się szary Londyn. Był maj, a tutaj ciągle deszcz i zachmurzone niebo, świętem jest gdy świeci słońce.  Skierowałam się w stronę łazienki i odbyłam tam poranną toaletę, zajęło mi to więcej niż na co dzień, może dlatego, że mama mnie nie popędza. Rodzice wyjechali trzy dni temu do Brighton, a dzisiaj powinni już wracać. Ruszyłam z łazienki prosto do kuchni by wziąć dobie coś do jedzenia. Nie miałam już nic konkretnego w lodówce i wyciągnęłam z niej mleko i sięgnęłam po płatki. Zajęłam miejsce na blacie i zaczęłam jeść.  Słyszałam, że w moim pokoju dzwoni telefon, to zapewne Maci. Nie mając siły olałam go i jadłam dalej. Niestety telefon dzwonił oczekując aż odbiorę. Po zjedzeniu płatek pobiegłam do pokoju i zaspanym jeszcze głosem odebrałam:
-Halooo-zaczęłam ziewać.
-Lexi, kochanie, czemu nie odbierasz po pierwszym sygnale, nieważne - gadała jak najęta – słyszałaś, że nie ma pierwszej lekcji, nawet jeśli nie to będę u ciebie za kilka minut, do zobaczenia, buziaki.
Rozłączyła się. Maci jest moją najlepszą przyjaciółką i nie potrafię jej odmawiać, nie jestem w ogóle co do niej asertywna.  Powiadomiła mnie, że nie ma pierwszej lekcji. Bardzo zła postanowiłam się położyć i poczekać na nią te kilka minut. Była szybsza niż myślałam. Nie zdążyłam dobrze poleżeć, a ona już dzwoniła do drzwi.  Pobiegłam uśmiechnięta otworzyć jej drzwi. Wskoczyła do mojego domu i rzuciła mi się na szyje, od zawsze to robi.  Wyglądała dzisiaj ładniej niż zwykle, pozostaje pytanie czemu.  Jej włosy były spięte w luźnego kłosa, a ubrana była w szare zakolanówki, białe, krótkie trampki, zielone szorty, biały t-shirt i czarną koszulę w kratę, niby banalnie, ale na niej wszystko wygląda pięknie. Była cała w skowronkach. Nie byłam pewna o co chodzi dopóki nie zobaczyłam, że dzisiaj jest drugi maja, a dokładniej Mat i Maci są ze sobą już ponad pół roku. Uśmiechnęłam się do niej zadziornie i rzuciłam się by przytulić ją jak najmocniej. Od razu wiedziała, że zrozumiałam czemu jest dzisiaj wesoła aż w nadmiarze. Zaczęła mi opowiadać o tym jaki Mat jest cudowny, mimo to, że mówi mi o tym codziennie. Zbliżała się godzina ósma piętnaście co oznaczało, że powinnyśmy chodzić. Wzięłam kluczyki od samochodu, założyłam kurtkę i zatrzasnęłyśmy za sobą drzwi.
W szkole jak to w szkole było nudno i dużo nauki. W połowie matematyki do klasy weszła pani dyrektor, zawołała mnie żebym wyszła z nią z klasy, pierwszą myślą, która przemknęła mi przez głowę było „co ja takiego złego zrobiłam”? Ruszyłam z miejsca i wyszłam z nauczycielką z klasy. Bałam się, ale nie wiedziałam jeszcze czego. Gdy skończyła mówić moje oczy napłynęły łzami, nie potrafiłam powstrzymać się od płakania. Wbiegłam do klasy, spakowałam książki i wybiegłam ze szkoły, jeszcze nie wiedziałam gdzie pójdę. Pani dyrektor powiedziała mi o najgorszej rzeczy jaka mogła w moim, jeszcze krótkim, życiu spotkać, powiedziała mi, że moi rodzice nie żyją. Śpieszyli się bardzo do domu, ponieważ tacie wypadło coś w pracy. Jechali bardzo szybko i nie zauważyli samochodu jadącego z naprzeciwka, zginęli na miejscu.  Zaczęłam biec w kierunku parku. Usiadłam pod jakimś drzewem i zajrzałam do torby, miałam w niej paczkę papierosów, którą dał mi rano Mat żebym mu przetrzymała. Bez wahania sięgnęłam po papierosa, to był mój pierwszy raz, podpaliłam go i zaciągnęłam się dymem. Zdziwiło mnie to, że nie zaczęłam się dusić. Wypaliłam jeszcze trzy, a może cztery. Położyłam się na mokrej trawie i zaczęłam myśleć co teraz będzie.
 ________________________________________________________________________________
Tak więc jest pierwsza postać. Lexi, mam nadzieję, że Wam się spodoba i polubicie nie tylko ją, ale wszystich bohaterów. Komentujcie i wyrażajcie opinie, na których zależy nam najbardziej na świecie. Jest krótko, ale to dopiero początek :D. Alex XX