środa, 2 maja 2012

~Mały Like~

~Kochani~
Słuchajcie mam do was ogromną prośbę. Mianowicie, mój przyjaciel właśnie zaczął zajmować się modelingiem. Już kiedyś robiłyśmy mu małe promo, to ten sam chłopak, który  śpiewa. Wszechstronnie utalentowany. Proszę was o tak naprawdę niewiele, chcę żebyście kliknęli LIKE na tej STRONIE. Z góry oboje Wam dziękujemy.
Małe info:
Dzisiaj na stronie pojawią się dwa rozdziały. Powiedzcie mi czy chcecie jeden rozdział dziennie czy dwa? Może chcecie co drugi dzień. Wszystkie odpowiedzi proszę w komentarzach.
Kocham Was.
Derp xx.

sobota, 28 kwietnia 2012

~Megan~Part 3~

~Megan~Part 3~
~w ostatnim rozdziale~
Nagle obcas moich szpilek od Chanel przestał mi posłusznie służyć i zaczęłam się chwiać. Na horyzoncie pojawił się jakiś mężczyzna, którego postanowiłam użyć jako drążka do złapania się. W finale oboje znaleźliśmy się na ziemi. 
~~~
 Po dosyć dziwnym spotkaniu Josha ruszyłam szybkim krokiem w stronę wielkiego wieżowca. Z czerwoną teczką pod pachą nacisnęłam guzik od windy i patrzyłam jak się zapala. Zamyślona czekałam na przyjazd dźwiga. Stres i trema zjadały mnie od środka. Dziwne, nigdy takich odczuć nie miałam. Na castingach w USA zawsze byłam pewna siebie i dostawałam to co chcę. Tu mogło być inaczej. Wszystko zależało od tej posady. Musiałam się postarać tak jak nigdy. Z rozmyślenia wyrwała mnie melodyjka, która oznaczała, że winda już na mnie czeka. Srebrne drzwi rozsunęły się, a w nich ukazał się...Liam.  Ten sam, który wraz ze mną i moją siostrą odbierał Melanie. 
Dostrzegłam, że na jego twarzy ukazał się grymas uśmiechu. Też się uśmiechnęłam.
-Co tu robisz panie Payne?-Zapytałam miłym tonem, starając się nie brzmieć natrętnie.
-Mógłbym zadać ci to samo pytanie jednak orientuję się kim jesteś z zawodu, a w tym budynku rozpoczął się casting do VOGUE'a. Ja natomiast pomagam im w wyborze, gdyż jedna lub dwie sesje będą ze mną.
Poczułam wewnętrzną radość bo miałam nadzieję, że Liam powie im parę rzeczy na moją korzyść.
-O jak miło. Życz mi powodzenia w takim razie.-Zaśmiałam się.
-Megan, to proste, że wygrasz. Jesteś stamtąd najlepsza. Masz największe doświadczenie. Powalisz ich na kolana.-Ostatnie zdanie, które wypowiedział Li najbardziej mnie zaintrygowało.
-Hmm dzięki za słowa otuchy. Na pewno podniosły mnie na duchu. Poza tym fajnie by było z tobą pozować.-Odparłam.-Muszę lecieć, nie chcę być tą spóźnioną.
-Czeeekaj! Pomogły ci moje słowa, tak?-Zapytał. Przytaknęłam.
-No więc coś mi się należy-westchnął.-Co powiesz na kolację. Dzisiaj wieczór, 19:00. Podjadę po ciebie.
-Niezły pomysł inteligencie.-Uśmiechnęłam się.-To do zobaczenia.
Gdy już znalazłam się na górze, usiadłam w malutkim różowym fotelu o czekałam na swoją kolej. W między czasie widziałam kątem oka zazdrosny wzrok dziewczyn. Usatysfakcjonowało mnie to. Uwielbiam takie sytuacje, bo te modelki wiedziały, że ni są takie dobre jak ja. O miło, pewność siebie zawitała z podwójną siłą.
-Megan Soul?-Usłyszałam kobiecy głos.
-To ja!-Wstałam i ruszyłam w jej kierunku.
Blondynka zaprosiła mnie do gabinetu, w którym siedziały trzy nieznane mi osoby.
Witam. Proszę się przedstawić, ile ma się lat i z kim lub dla kogo pani pracowała.-Miałam ten kontrakt jak w garści.
-Nazywam się Megan Soul. Niedawno skończyłam dwadzieścia trzy lata. Współpracowałam z VOGUE, TEEN VOGUE, ELLE i wiele innych oraz występowałam na pokazach Coco Channel, Gucci'ego, Louis'a Vuitton. Niedawno zerwałam kontrakt w USA z agencją modelek NEXT.-Skończyłam swój monolog.
-A jakieś CV i portfolio?-Zapytała brunetka.
-Tutaj wszystko jest.-Podałam jej czerwoną teczkę i album ukazując przy tym wybielane, idealnie proste zęby.
-My to przejrzymy, a panią zapraszamy do sali obok na parę zdjęć próbnych.
 Wyszłam i dałam się kierować jakiejś asystentce. Zrobili mi makijaż, fryzurę oraz ubrali w jakąś dziwną kieckę rozmiar za dużą.
 Weszłam na białą matę i pogrążyłam się w rzeczy, którą kocham. Po około godzinie zdjęć udałam się do domu. Miałam wielką nadzieję, że zadzwonią i czułam się na wygranej pozycji.
 Wróciłam do domu o około 16:00 i musiałam od razu zacząć się ogarniać do wyjścia. Udałam się na górę w celu wzięcia ciepłego prysznica. Po wyjściu z brodzika i owinięciu się w puchaty ręcznik, zaczęłam suszyć włosy. Zrobiłam lekki makijaż i ubrałam się w małą czarną, a do tego wzięłam w rękę kopertówkę, w którą włożyłam wszystkie dokumenty, klucze, telefon uprzednio pisząc do Mel i Lex, że wrócę późno.
 Zeszłam na dół. Zadzwonił dzwonek, więc wyszłam na zewnątrz. 
W sumie sama nie wiek jakie mam plany wobec Liam'a. Jest przystojny, inteligentny, szarmancki, ale chyba nie jestem gotowa na związek. Jednakże nie skreślam go od razy. Dałam mu szansę, bo miło mnie zaskoczył.
 Uśmiechnął się, jego subtelny grymas wyglądał zniewalająco. Wziął mnie za rękę po czym złożył na niej delikatny pocałunek. Bez słowa weszliśmy do czarnej limuzyny.
-Liam,-rozpoczęłam-do której restauracji jedziemy?
-Wiesz piękna-powiedział słodko-plany trochę się zmieniły. Nie masz nic przeciwko żebyśmy ten wieczór spędzili na domówce u Harry'ego?-Spodobało mi się, że liczy się z moim zdaniem.
-Myślę, że będzie miło.-Odrzekłam.-A kto konkretniej będzie?
-Nie zaglądałem w listę gości, ale  raczej ścisłe grono znajomych.-Uspokoił mnie. Chyba wyczuł, że nie przepadam za wielkimi melanżami. Nie były w moim stylu.
 Zatrzymaliśmy się przed wielką willą w najdroższej dzielnicy Londynu. Liam wysiadł pierwszy. Otworzył przede mną drzwi i pomógł mi wysiąść. O dziwo nie było ani jednego wścibskiego reportera. Drzwi otworzył Harold i radośnie nas przywitał oraz zaprosił do salonu, w którym siedział Louis z Niall'em i jeszcze jakieś trzy osoby. Nie kojarzyłam ich, ale spalona dziewczyna od razu nie przypadła mi do gustu.
 Usiedliśmy z Liam'em na kanapie obok Irlandczyka. Hazza wrócił do nas, a w rękach trzymał dwie flachy wódki. Wszyscy się na nie rzucili oprócz mnie i mojego towarzysza. Po godzinie każdy oprócz naszej dwójki był zlany w trupa, więc postanowiliśmy odpocząć od nich w którejś z sypialni.
 Rano, gdy się obudziłam lekko się wystraszyłam, bo leżałam obok Liam'a. Byliśmy w siebie mocno wtuleni, pomyślałam, że może coś ten, ale uspokoił mnie fakt, iż oboje byliśmy ubrani. Zaciągnęłam się zapachem jego koszulki. Nagle chłopak zaczął się kręcić i wiercić i kręcić, a z jego ust wydobył się dźwięk na kształt mojego imienia. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wydobyłam z uścisku. Wstałam i sprawdziłam telefon. Miałam jedno nieodebrane połączenie i wiadomość od nieznanego nadawcy. Odczytałam sms'a i zaczęłam piszczeć z radości.
________________________________________________________________________________
Przeczytałeś? Zostaw coś po sobie.
No i jest Meg w odsłonie trzeciej. Jak Wam się podoba? Moim zdaniem Pedro to mistrz i ją kocham, a co wy myślicie? Dziękujemy za ilość komentarzy pod ostatnimi rozdziałami chociaż mogłoby być więcej. ;D Przepraszam, że nie dodałam wcześniej, ale przez słoneczko włączył mi się LEŃ. Do kolejnego rozdziału. Derp xx

czwartek, 26 kwietnia 2012

~Daniel~Part 2~

~Daniel~Part 2~
~w ostatnim rozdziale~
Po godzinie czytania i czekania na tatę postanowiłem zrobić sobie jakieś kanapki i herbatę. Usiadłem z przyżądzonym posiłkiem przy stole gdzie po chwili dosiadł się do mnie tata, który właśnie wrócił. Zaczął przepraszać, że wracał późno, ale mieli jakieś problemy.  No cóż zdarza się. Nie byłem na niego zły, przyzwyczaiłem się do tego, że czas z tatą spędzam, gdy jest w pracy. Czasem to jest denerwujące, ale już przywykłem.
-Ok tato, idę do łóżka, dobranoc.-Wstałem od stołu i udałem się spać.
~~~
Ta cała scenka z Zayn'em była dziwna. Jakoś tak źle się poczułem gdy Cher weszła objęta z Malikiem do klasy. Potem on zaczął ją tłumaczyć, powiedział do niej słońce, a na koniec jeszcze ten buziak. Dziwne też jest to, że zauważył mnie siedzącego na końcu sali, bo był wpatrzony w Cheryl jak nikt kogo znam. Czy jestem zazdrosny? Sam nie wiem. Nie, nie jestem. Bo o co? Ja i McGuiness jesteśmy zwykłymi przyjaciółmi i nic więcej. Ona, jak i ja, może być sobie z kim chce i kiedy chce. Chociaż trochę trapi mnie czy jest z Zayn'em. Lepiej się upewnić.
-Ty i Zayn?-Szepnąłem do niej dyskretnie.
-Nie, ale on to w sumie, to nie wiem o co mu chodziło, ale nie jesteśmy razem. Skąd wy się znacie.-Odpowiedziała mi niestety nieco głośniej.
-Brown, McGuiness! Cicho tam!-Krzyknęła do nas Mars.
-Przepraszamy.-Odrzekliśmy równocześnie.
Dzwonek, jak miło, zbawienie. Wyszliśmy z klasy na korytarz, a nam na przeciw wyszedł Oliver. Tak jak myślałem, po wczoraj wygląda koszmarnie. Wszystkie wczorajsze posty, tweety, czy zdjęcia widocznie go przybiły. Widać, że ludzie, którzy na niego naskoczyli nie dojrzali jeszcze do zaakceptowania poglądów seksualnych Olly'ego, jak i Tomlinsona.
-Olly, co ci jest?-Zapytała przerażona Cher.
-Nic.-Chamsko burknął. Zapomniałem, że on jej nie lubi, szkoda.-Sorry Dan za wczoraj.-Wymusił uśmiech.
-Nic się nie stało stary. Powiedz lepiej Cher o co chodzi.-Poczochrałem mu włosy.
Opowiedział jej całą wczorajszą sytuację z wielkim trudem, ale jednak dowiedziała się co się stało.
-Ej, nie przejmuj się.-Poklepała go po plecach.
-Jasne.-Rzucił oschle i wszedł do sali matematycznej.
No to teraz test. Damy radę to tylko matematyka, a ja, ja umiem matmę. Usiadłem z Oliverem na końcu sali pod ścianą. Do biednej Cheryl dosiadła się solarka Stevens. Chris zaczęła jej nawijać. Po mimice Cher było widać, że nie jest zadowolona z tego co tamta jej gada. Nagle moja, dzisiaj zadowolona z życia, przyjaciółka wybuchła i krzyknęła:
-Boże Stevens, plastikowa szmato, zamknij ten swój otynkowany ryj!
-McGuiness, już cię ty nie widzę! Wynocha!-Wydarła się Floyd.
-Jak pani sobie chce.-Burknęła wrednie i wybiegła z sali.
Ciekaw jestem o czym ta Stevens jej tak nawijała. Jak znam życie coś o Zayn'ie. Chris to jednak z psycho-fanek One Direction. Ogółem gdy dowiedziała się o tym, że ja ich znam czy Lexi Soul to zaczęła się do nas przystawiać. Biednej Alex w ogóle nie dawała spokoju, a ta potulna istotka dawała się nachodzić. Na szczęście ona ma Maci, która kiedyś wygarnęła Chris podobnie jak Cher dzisiaj i ta wreszcie się zamknęła i od Lex, jak i ode mnie, odczepiła i już nic nie gadała. Koniec dumania nad plastikiem i jej głupotą, czas na test z matematyki.
Olivier wybiegł z sali razem z dzwonkiem. Nie wiem gdzie, nie wiem po co, ale coś czuję, że marnie się to skończy. Przede mną jeszcze cztery lekcje w tym okropny rosyjski. Nie dość, że nienawidzę tego języka to jeszcze zgrzybiały Bentley daje nam straszny wycisk. Wolałbym się uczyć Suahili, serio.
***
-Daniel, słuchasz mnie w ogóle?-Zapytał mnie nasz wychowawca odrywając mnie od czynności rysowania.
-No pewnie panie Preston.-Uśmiechnąłem się do podstarzałego Szkota. Lubię go. Wiecznie uśmiechnięty, wyrozumiały z podejściem, poczciwy Louis Preston. Każdy go lubi, on nie jest nam dłużny i odwzajemnia sytuację. Na jego lekcjach nawet taka Cher McGuiness uważa i z angielskiego ma piątki. Prawie cała klasa ma dobre oceny z przedmiotu, którego uczy nas nasz wychowawca.
Zadzwonił dzwonek. Zacząłem pakować mój szkicownik i książki. Pociągnąłem torbę na ramię i już chciałem wychodzić, ale pan Preston mnie zatrzymał z nietypowym dla niego pytaniem.
-Dan, powiedz mi czemu Cher została wyrzucona z matematyki, następnie wybiegła przed szkołę, a na koniec wsiadła do czarnego mini cooper'a z jakimś znanym mi Mulatem.
-Wydarła się na Chris Stevens. Po czym panie Floyd wywaliła ją z klasy. Cher pewnie zadzwoniła do Zayn'a, ten po nią przyjechał i zabrał ją do domu.-Odpowiedziałem mu dość wiarygodnie. Wydaje mi się, że taki właśnie był ciąg zdarzeń.
-Ach, to ten Malik. Zayn Malik, ten z tego One Direction?-Że też on wie, że coś takiego istnieje.
-Tak, to on.
-Jak będziesz miał z nią kontakt to powiedz jej, że chcę z nią pogadać. Jeśli to zrobisz będę ci bardzo wdzięczny. Pozdrów tatę. O i jeszcze jedno. Jak będzie następnym razem palił to rób to w jakimś bardziej dyskretnym miejscu, a nie zaraz za murami szkoły.-Puścił do mnie oczko.-No, a teraz już zmykaj.
No tak, ostatnio przyłapał mnie z papierosem zaraz po skończeniu lekcji.Dobrze, że on mnie przyłapał, a nie Floyd czy Bentley. Wtedy bym miał ogromny przypał.
Wykręciłem numer taty i po trzecim sygnale usłyszałem głos mojego staruszka.
-Daniel odbierz Brada ze szkoły i przywieź mi go do studia. Powiedz mu, że pozna Ed'a.
-Dobrze tato. Niedługo będzie na miejscu.-Powiedziałem przyjemnie i się rozłączyłem.
No to teraz trzeba zaopatrzyć się w cierpliwość, bo będę w bliskim kontakcie z bandą rozwrzeszczanych bachorów i trzeba kupić coś do jedzenia wygłodniałemu Bradley'owi.
Wsiadłem do czarnego opla mamy, którym ostatnio się przemieszczam, bo ona jeszcze nie wróciła do domu i odjechałem ze szkolnego parkingu. Po przejechaniu kilkuset metrów zatrzymałem się przed KFC, wysiadłem, zamówiłem kubełek skrzydełek i wróciłem do samochodu. 
-Dzień dobry, ja po Bradley'a Browna.-Uśmiechnąłem się do jakiejś młodej kobiety.
-Proszę poczekać na zewnątrz. Zaraz kończy lekcje.-Powiedziała bez wyrazu nie odrywając głowy od gazety z pół nagimi facetami.
Wyszedłem z budynku i oparłem się o samochód. Zaraz czeka mnie bliskie starcie z tuzinami przepoconych, śmierdzących dzieciaków, których szczerze nienawidzę. Będą się darły, że koniec lekcji, że to, że tamto, masakryczne to wszystko. Ja taki nie byłem w wieku dwunastu lat. Byłem wyciszonym chłopakiem, który prowadził się z Rick'iem. Byliśmy zgrani, dogadywaliśmy się i lubiliśmy te same rzeczy. Połączył nas Harry Potter. To było piękne jarać się wspólnie Harry'm i jego przygodami. Pamiętam, że po raz pierwszy pokłóciliśmy się o Hermionę. To było świetne, czasy z Rick'iem były świetne. Co teraz się z nim dzieje? Mieszka z rodzinką w Afryce. Jego rodzice byli, są podróżnikami i lubili się przeprowadzać. Na początku mieli się przeprowadzić do Niemczech, potem Polska, w grę wchodziła jeszcze Kanada, ale w końcu stanęło na Afryce. Szkoda, bo Rick był naprawdę fajnym przyjacielem. Żałuję, że nie utrzymujemy jakiegoś super kontaktu, ale on ma swoje życie i nowych przyjaciół, ja mam swoje życie i swoich przyjaciół.
-Cześć brat.-Wyłonił się z tłumu Bradley.
-Cześć młody. Wsiadaj, jedziesz do taty.-Powiedziałem i wsiadłem do samochodu.
-Kupiłeś coś do jedzenia?-Zapytał.
-Kupiłem. Pasy-burknąłem.-Masz.-Podałem mu kubełek kurczaków.-Nie uwal tapicerki.
-Dzięki. Postaram się.-Zaczął zapychać się jedzeniem.
Jechaliśmy w stronę studia. Gdy przejeżdżaliśmy koło Milkshake City zauważyłem biegnących Liam'a Zayn'a i Niall'a z jakąś laską przerzuconą przez ramię. Co oni odpieprzają. Na mózg im się coś chyba rzuciło. Nieważne, nie obchodzi mnie to zbytnio.
-Wypad. Tata czeka na ciebie na górze. Kogoś masz poznać. Chyba tego Ed'a co go tak wielbisz.
-Ed Sheeran. O kurde. PA!-Krzyknął i wybiegł z samochodu do budynku. Tak pogonił, że wywalił się na schodach, ale zaraz się podniósł i biegł dalej. Zwarty fan.
Odjechałem w stronę domu. Ciągle męczy mnie ta sprawa z Cher i Zayn'em. A jeśli ona mnie okłamała, jeśli tak naprawdę są razem? Nie, nie może mnie to obchodzić. Co się do cholery jasnej ze mną dzieje.
_______________________________________________________________________________
JEŚLI CZYTASZ TO SKOMENTUJ, PROSZĘ ♥
Cześć i czołem. Jak Daniel? Nic się nie dzieje, przepraszam, ale to nie jest czas na coś żeby się działo. Jak Wam się podoba? Przepraszam, że nie dodałam wczoraj, ale pojechałam daleko i wróciłam późno. No i tak, ale postaram się jeszcze dzisiaj dodać kolejny rozdział, bo jak na razie Pedro nie ma internetu i pisze w zeszyciku rozdział, a ja go dodaję tu. Także więc będzie dzisiaj Megan i Imagin z Zayn'em. Zadowoleni? Dziękuję za komentarze pod Cher, to tak wiele dla mnie/nas znaczy♥♥♥ Derp xx

środa, 25 kwietnia 2012

~Cher~Part 2~

~Cher~Part 2~
~W ostatnim rozdziale.~
Koło godziny 3:00 zaczęłam być już śpiąca. Mój kolega chciał spać na podłodze, ale ja powiedziałam, że mogę podzielić się z nim kawałkiem łóżka. Przyniosłam zapasową pościel i dałam ją Zayn'owi. Położyliśmy się tak, że pomiędzy nami było sporo pustej przestrzeni. Życzyłam Malikowi dobranoc i zamknęłam oczy z nadzieją na szybkie zaśnięcie.
~~~


-Aaa, jeszcze chwilę mamo.-Powiedziałam zaspana gdy ktoś zaczął mnie budzić.
-Mamo?-Zaśmiał się.
-O mój boże, Zayn!-Poderwałam się natychmiast gdy przed oczami pojawił mi się Mulat.
-We własnej osobie. Wstawaj, zawiozę cię do szkoły.-Powiedział ściągając ze mnie kołdrę.
-Ale...-Przerwał mi.
-Żadne ale. Z Danielem gadałem i odpowiem ci na twoje kolejne pytanie...Tak znam Dana. Ogarniaj się, czekam w kuchni.-Powiedział i wyszedł z pokoju.
Skoro tak to muszę wstać i...i iść do szkoły. Taki trochę wyrok śmierci, ale nie zerwę się, bo obiecałam Zayn'owi, że będę regularnie uczęszczać do placówki dydaktycznej. No cóż, trzeba jakoś przeżyć. 
-Zayn, zrób mi kawę!-Krzyknęłam do niego.
-"Co by tu włożyć, hmmm"-Mówiłam sama do siebie. 
Czarne spodnie, standard, białe Martensy i...czarna bluzka. Znowu mrocznie, hahaha. Żeby nadać temu ponuremu zestawowi trochę koloru włożę czerwoną bejsbolówkę. Będzie dobrze.
Czmychnęłam do łazienki niezauważona. Szybki prysznic, bez niego nie wyjdę z domu, przez to zawsze się spóźniam. Mocny, ciemny makijaż i w sumie już jestem gotowa. Ubrałam się w ciuchy wzięte ze sobą i wyszłam.
-Królewna gotowa, a kawa podana.-Rzekł gdy wyszłam z łazienki.
-Królewna?! Dobre sobie, chyba podziemi. Którą mamy godzinę?
-7:47, długo siedziałaś w łazience. Jak się spóźnimy to wejdę i cie usprawiedliwię. Popularność ci skoczy.-Szczerząc się puścił do mnie oczko.
-O to przecież chodzi. Zacznę zadawać się z takimi laluniami. O będę plastikiem, hahaha.  Wypełnię szafę różowymi ciuszkami, tynk na twarz i w łóżku wyląduje z każdym...oprócz ciebie.-Wypowiedziałam te słowa w tak idiotyczny sposób, że sama w to nie wierzę.
-O nie moja droga, tak się bawić nie będziemy. Żadnego tynku, zrozumiano?! A teraz ruszaj się, bo chce mi się zapalić.-Zaśmiał się.
Wyszliśmy do samochodu. Zayn wyciągną paczkę Marlboro . Na szczęście bez oporów mnie poczęstował i ruszyliśmy w stronę mojej szkoły.
Oczywiście, co mogłoby się stać. No nic innego jak poranny korek. Na sto procent się spóźnię, w sumie to już jestem dobre piętnaście minut spóźniona. Masakra, zaczęłam martwić się o spóźnienie do szkoły. Co ten Malik ze mną robi.
-Jedziemy na skróty. Czemu ty nie masz zapiętych do cholery jasnej pasów?!-Rzucił dość głośno i skręcił w jakąś boczną uliczkę.
Faktycznie to był skrót, bo po zaledwie dziesięciu minutach dotarliśmy pod budynek szkoły. Zayn wysiadł, okrążył samochód, otworzył mi drzwi, ja wysiadłam i nagle bam objął mnie ramieniem. Coś mi się z żołądkiem dzieje...Już przeszło. Co to było. Zamknął samochód i szybkim krokiem ruszyliśmy pod salę 218 gdzie trwała teraz lekcja geografii. Nacisnęłam klamkę i...
-Cheryl, jak zwykle spóźniona. Siadaj, nie chcę słyszeć żadnych tłumaczeń.-Czemu ona tak na mnie mówi. Spojrzałam błagalnym wzrokiem na Zayn'a.
-Doprawdy panno Mars? Jestem Malik...-laski z mojej klasy zaczęły się drzeć.-Zayn Malik i chciałbym usprawiedliwić spóźnienie Cher. Staliśmy w korku i nie udało nam się zdążyć na ósmą, przepraszam.
-Cisza! Dobrze panie Malik, ale ma mi się to więcej nie powtórzyć. Cher siadaj już.-Powiedziała zniesmaczona.
-Dziękuję. Cher słońce, będę po ciebie po szkole.-Pocałował mnie w policzek.-Cześć Dan.-Zwrócił się do Daniela na odchodne.
Usiadłam razem z Brownem i zaczęłam...o mój boże zaczęłam skupiać się na tym co mówi nauczycielka.
-Ty i Zayn?-Szepnął Dan.
-Nie ale on to, w sumie to nie wiem o co mu chodziło, ale nie jesteśmy razem. Skąd wy się w ogóle znacie?-Zapytałam, widocznie nieco głośniej.
-Brown, McGuiness! Cicho tam!-Zwróciła się do nas pani Mars.
-Przepraszamy.-Odrzekliśmy oboje.
Na szczęście wybawił nas dzwonek. Wyszliśmy przed salę i ukazał nam się w opłakanym stanie Olly.
-Olly, co ci jest?-Zapytałam. Pierwszy raz go widzę takiego poturbowanego.
-Nic.-Burknął.-Sorry Dan za wczoraj.-Wymusił uśmiech.
-Nic się nie stało stary. Powiedz lepiej Cher o co chodzi.-Poczochrał mu włosy.
-No więc...-opowiedział mi całą wczorajszą sytuację. Boże przecież on wcale nie spedalił Tomlinosna. Przecież, jak można w ogóle pomyśleć o czymś takim. No, ale niech wszyscy wierzą prasie i portalom plotkarskim. Niech wszyscy wierzą w to, że Louis jest z tą całą Melanie. Jak znam życie to nie prawda, a jeśli bym chciała wiedzieć czy to prawda to myślę, że Lexi bez problemu by mi powiedziała. Wygląda na miłą i uroczą osobą pomimo, że jej rodzice ostatnio...no właśnie, że jej rodzice nie żyją. Ale tak czy inaczej Tommo nie został spedalony prze Olly'ego.
-Ej, nie przejmuj się.-Poklepałam go po plecach.
-Jasne.-Rzucił i wszedł do sali matematycznej.
O nie...Teraz test. Zawale go, jak nic. Dostanę kolejną jedynkę. Świetnie, cudownie. Zajęłam miejsce na końcu sali. Bóg zesłał mi na koleżankę z ławki kochaną, plastikową Chris Stevens.
-Och, cześć Cher. Jak tam? Jak z Zayn'em? Słyszałam, że jesteście razem. Jaki on jest? Dobrze całuje? Spaliście już ze sobą? Chcecie do mnie może wpaść? Chętnie go poznam. Możecie wziąć resztę chłopaków, ale bez Louis'a. Nie chcę pedałów w domu. No wiesz najlepiej to jakbyś mi Harry'ego do domu sprowadziła...-Przerwałam jej.
-Boże Stevens, plastikowa szmato zamknij wreszcie ten swój otynkowany ryj!-Wydarłam się na całą klasę.
-McGuiness, już cie tu nie widzę. Wynocha!-Warknęła Floyd, stara matematyczka.
-Jak pani sobie chce.-Zabrałam swoje rzeczy i wybiegłam z sali.
Napisałam do Zayn'a SMS-a i wyszłam szybkim krokiem przed szkołę. Nie zdążyłam odebrać odpowiedzi, a Malik już podjeżdżał samochodem.
-Wsiadaj.-Weszłam do samochodu i rzuciłam torbę na tylne siedzenia.
-Przepraszam, że cię tak wyciągnęłam, ale na matmie usiadła koło mnie taka Stevens i zaczęła nawijać, o tobie, na, o tym, że Louis jest pedałem no i ja już nie wyrobiłam i chyba powiedziałam jej dwa słowa za dużo, bo mnie z sali Floyd wywaliła i...-Przerwał mi.
-Już spokojnie. Co do Lou. Może sobie być kim chce, nadal go kochamy. Jak nam o tym powiedział to trochę dziwnie się poczuliśmy, ale jednak to zaakceptowaliśmy. Natura ludzka.-Powiedział.-Chodź zawiozę cię do domu, bo teraz muszę z Liam'em pomóc w czymś Niall'owi. Ale pod wieczór po ciebie przyjadę i pojedziemy do nas, ok?
-Ok.-Przytaknęłam.
-Ale zanim się zatrzymamy. Daj mi woreczek z trawą.-Sięgnęłam do kieszonki torby i wyciągnęłam małą torebeczkę w pół wypełnioną zielonym, aromatycznym ziołem. Ścisnęłam ją ostatni raz i oddałam Zayn'owi. Spojrzał na nią z obrzydzeniem i wyrzucił ją przez okno.
-Ktoś się ucieszy.-Powiedział i skręcił w moja ulicę.
Już miałam wychodzić z auta, ale Zayn złapał mnie za rękę i z powrotem posadził na fotelu.
-Cher, przepraszam, że powiedziałem to co powiedziałem rano w klasie.-Zrobił maślane oczka.
-Oj, przynajmniej już nie jestem uważana za zimną sukę.-Puściłam do niego oczko.
-Hahaha. To przyjechać później?
-Tak, ale powiedz o której mam być gotowa. To znaczy zadzwoń albo napisz.-Ucałowałam go w policzek i wyszłam z auta. Zayn czekał aż wejdę do domu i się doczekał.  Wyciągnęłam klucz, wcisnęłam go w zamek, nacisnęłam na klamkę, spojrzałam ostatni raz w stronę samochodu i weszłam do środka.
Na szczęście mama do szóstej w pracy i zapewne wróci późno, bo coś tam podobno załatwia czy na zakupy idzie. Nie wiem, szczerze mnie to nie obchodzi. Ważne jest to, że nie wkurzy się i nie będzie na mnie wrzeszczeć za wywalenie z lekcji. Teraz tylko czekać na powrót Zayn'a.
______________________________________________________________________________
JEŚLI TO CZYTASZ TO SKOMENTUJ, PROSZĘ <3
I jak Wam się podoba. Przykro mi, że nic się nie dzieje, ale no jakoś tak. Nie no Cher jak Cher wredna i w ogóle. Co o niej myślicie? Dzisiaj pojawią się jeszcze dwa rozdziały Derp xx




poniedziałek, 16 kwietnia 2012

~Cassie~Part 2~

~Cassie~Part 2~
Jeśli to czytasz to skomentuj, proszę.
~w ostatnim rozdziale~
"Przy ławce, na której się poznaliśmy o 8:00, chyba, że masz lekcje. Dobranoc. x"
Jak miło, akurat jutro szłam na trzecią lekcję i bez problemu mogłam z nim iść. Odpowiedziałam:
"Ok, w takim razie do zobaczenia rano. Buziak. x"
Myśląc o dzisiejszym dniu, o Brayanie, o Lottie,uśmiechnęłam się do własnych myśli. Czułam, że Bray jest świetnym człowiekiem. Dobranoc.

~~~

 Moglibyśmy tak siedzieć całe wieki. Cieszyć się swoją obecnością. Niestety nie dane nam to było. Nagle do Brayan'a zadzwonił telefon. Gdy zakończył połączenie był w wielkim szoku, nawet nie dał rady mi powiedzieć co się stało. Po chwili gdy już lekko ochłonął powiedział mi coś czego chyba się można było spodziewać. Najgorsze jest to, że mała Charlotte widziała to wszystko. Kochana mamusia Brayan'a i Lottie spiła się na śmierć.
-Co teraz? Co z Lottie? Przecież nie dadzą mi jej, jestem za młody. Nie oddam jej do domu dziecka. Boże Cassie.-Dramatyzował wtulony w mnie Bray. 
-Spokojnie, już, oddychaj. Damy sobie radę. Możemy poprosić moją mamę o pomoc, na pewno coś poradzi. Wychowamy Lottie razem.-Po ostatnich słowach widocznie się rozluźnił.
-Chodź, musimy pojechać do Charlotte. Dziś zabieram ją do siebie.
Wstaliśmy u wsiedliśmy do najbliższej taxówki. Odebraliśmy czteroletniego aniołka z rąk policjanta i jakiejś panie psycholog i pojechaliśmy do mnie z nadzieją, że mama będzie umiała nam pomóc. Mała Charlotka pomimo powagi sytuacji jest wesoła z powodu, że jest z nami.
-Mamo, jesteś w domu?!-Krzyknęłam przekraczając próg domu.
-Tak, robię spaghetti, chodź do kuchni.-Usłyszałam w odpowiedzi.
-Chodźcie.-Powiedziałam do Lottie i Brayan'a.
Muszę ich przedstawić mamie. Zaakceptuje mnie i Braya? Polubi Charlotte? Pomoże nam? Nie wiem, ale jestem pełna nadziei.
-Cześć, musisz kogoś poznać. Mamo to jest Brayan i Charlotte.
-Dzień dobry...-uśmiechnęła się serdecznie-miło mi was poznać. Jesteście może głodni?-Zapytała ciepłym tonem.
-Taaaaaaaak!-Krzyknęła radosna Lottie.
-W takim razie siadajcie.-Mama posłała nam kolejny uśmiech. Ma widocznie dobru humor.
Usiedliśmy do stołu i w ciszy wyczekaliśmy posiłku. Mama podała nam spaghetti i szklanki pełne świeżo przyrządzonej lemoniady. Chatlotka jadła, aż jej się uszy trzęsły. Przeuroczy widok. Ja z Brayan'em co chwila na siebie zerkaliśmy, a na nas moja rodzicielka.
-Dziękuję, było pyyyyyszne.-Przeciągnęła zaspana Lottie.
-To bardzo się cieszę, uśmiechnęła się do niej mama.
-Chodź malutka, prześpisz się.-Powiedziałam biorąc aniołka na ręce. Położyłam ją w sypialni i przysłoniłam okno. Charlotte wyciągnęła rączki w moją stronę na znak pragnienia przytulenia mnie. Mocno się we mnie wtuliła, a gdy już opadła na poduszkę ucałowałam ją w jej malutkie czółko.
-Kocham cię Cassie.-Powiedziała zaspanym głosem.
-Ja ciebie też słoneczko.-Zamknęłam za sobą drzwi.
Mama ogarniała coś w kuchni, a Brayan zastygł wpatrzony w telewizor na kanapie. Usiadłam koło niego i wtuliłam się w jego tors.
-Musimy być dla niej jak rodzice.-Całując mnie w głowę, rzekł Bray.
-Musimy. Powiedziała mi, że mnie kocha.
-No to teraz wpadłaś po uszy.-Zaśmiał się.
Siedzieliśmy tak wtuleni w siebie jak dziś na Tamizą. Takie chwile mogłyby, a w zasadzie powinny trwać wiecznie. Tak patrząc prawdzie w oczy nigdy nie czułam się tak jak z Brayan'em. On zawładnął moim sercem, moimi myślami, tak naprawdę nawet moim życiem. Gdy składał pocałunki w moich włosach czy na moich ustach tabun roztrzepanych motylków szalał w moim żołądku. Czy czuję miłość? Definitywnie tak. Co najlepsze nie czuję jej tylko do Brayan'a, ale też do jego małej siostrzyczki. Kiedy z jej ust wypłynęły, jak melodia, trzy piękne słowa: " Kocham cię Cassie" poczułam ciepło i szczęście. Jestem teraz w stu procentach pewna, że Lottie powinna być tutaj z nami.
-Chodź, mam pomysł.-Powiedziałam chwytając chłopaka za rękę i podrywając się z kanapy.
-Mamo, chodź. Mam ważną sprawę!-Krzyknęłam do mamy i usiedliśmy przy stole.
-Słucham cię moje dziecko.
-Ja zdążyłaś zauważyć ja i Brayan tworzymy parę. Charlotte to jego młodsza czteroletnia siostra. Do czego zmierzam. Dziś stała się rzecz nad zwyczaj okropna. Mama Braya i Lottie zmarła, a ojciec...-Tu przerwał mi Bray.
-A nasz tata jest gdzieś, ale nikt nie wie gdzie.
-No właśnie,  a Brayan nie jest jeszcze pełnoletni i Charlotte nie może z nim zostać i pójdzie do sierocińca. Chyba, że ty...zaproponujesz pomoc i zostaniesz dotychczasową opiekunką Lottie, aż Brayan nie ukończy osiemnastu lat. Zgodzisz się i nam pomożesz?
-Ugh. Czy mogę pomóc? Oczywiście, że mogę. Mamy wolny pokój, urządzicie go razrm z małą tak żeby jej się podobało. Ty Brayan, to rzecz oczywista, będziesz widywał siostrzyczkę codziennie i wszystko będzie cacy.
-Naprawdę bardzo pani dziękuję. Mam jeszcze jedno małe pytanko. Otóż ja mam małą kawalerkę w internacie i czy Lottie by mogła ze mną chociaż pomieszkiwać?-Zapytał niepewnie.
-Po pierwsze to mów mi Sam, bo tak mam na imię. Co do Lottie...TAK, przecież ona jest twoją siostrą, a ty mi wyglądasz na rozsądnego chłopaka, więc ci ufam.
-Dziękuję...-lekko się zawahał.-Sam.-No i odetchnął z ulgą.
-To jutro to wszystko ogarniemy, a teraz chodź Brayan, pojedziemy do ciebie.-Uśmiechnęłam się i skierowałam się do swojego pokoju by obudzić malucha i przebrać w coś cieplejszego.
-Wstawaj aniołku.-Poczochrałam ją po loczkach.-Chodź modelko wybierzesz mi coś do ubrania.-Od razu się poderwała i podbiegła do wielkiej szafy. Wyciągnęła granatowe trampki, czarne, obcisłe spodnie, białą koszulkę w czerwone paski i granatową bluzę. Szybko się przebrałam i wyszłyśmy z Charlotte do przedpokoju, w którym czekała mama i Bray.
-Mamo, mogę wziąć samochód?
-Tak, naturalnie. Twoje prawo jazdy i dokumenty auta są w schowku. Nie jedź szybko i bądź niedługo Trzymajcie się.-Pożegnała się z nami, my z nią.
Wsiedliśmy do samochodu. Lottie razem z Brayan'em usiadła z tyłu mocno przypięta. Odpaliłam samochód i ruszyliśmy w stronę małego budynku wynajmowanego przez naszą szkołę.
Mała Charlotte zasnęła w drodze, więc Bray wziął ją na ręce, a mi dał kluczyki żebym otworzyła mieszkanie. Weszliśmy po schodach na trzecie piętro i otworzyłam drzwi z numerem piętnaście. Bray ma małe, przytulne mieszkanko. Chociaż ja wolę duże powierzchnie. Poszedł położyć Charlotte, a ja zajęłam miejsce w małym saloniku. Po chwili zasiadł na miejscu obok i mocno mnie przytulił.
-To niesamowite, że twoja mama się zgodziła wziąć małą do siebie i, że będzie mogła ze mną mieszkać. Ach.-Pocałował mnie z zachwytem we włosy.
-Przestań. Dzięki wam i jej podejściu do was zaczynam jej wybaczać, że mnie tu zabrała. Do tego ty i Lottie mój świat i szary Londyn.- Obróciłam się w jego stronę i złożyłam na jego ustach delikatny, ale jednak łapczywy pocałunek.
-Zadzwonię jutro do Zayn'a by nam pomógł w przewiezieniu rzeczy Lottie.
-Mówisz o Zaynie Maliku?- Ciekawe, może się znają?
-Tak. Poznałem go tego dnia co ciebie. Powiedział żebym zgłaszał się do niego w każdej sprawie. A co?
-Nic. Byłam po prostu ciekawa. Kiedyś wybrałam się na ich koncert. Na podpisywaniu płyt był naprawdę miły. Fajny z niego chłopak.-Mówiłam z lekkim entuzjazmem w głosie.
-Tak to prawda, jest świetny.-Uśmiechnął się.-Chcesz się może czegoś napić?
-Chętnie. Jeśli masz to herbatę, poproszę.
-Poczekaj chwilkę.-Wstał z kanapy i przemieścił się do kuchni.
Wybiła trzecia, a ja nadal siedzę z Brayan'em u niego. Mama nie dzwoni, ale to pewnie, dlatego że zasnęła. Cóż nie dziwie się. Jutro ma rozmowę w sprawie opieki nad małą Lottie. Niestety ja też czuje się senna, a jutro czeka nas szkoła i bardzo ważny test z biologii. Na szczęście jestem z materiałem na bieżąco. Wstałam z kanapy i pociągnęłam ze sobą Brayan'a. Podniósł mnie lekko i zaczął delikatnie całować. Nie pozostałam mu dłużna. Puścił mnie i zaczął.
-Jutro o tej samej porze co dzisiaj?-Zapytał zaciekawiony reakcji, która była oczywista.
-Nie wiem po co się pytasz. Tak, oczywiście, że tak. Ale jutro idziemy normalnie do szkoły. Mam sprawdzian, który muszę zaliczyć.-Powiedziałam łapiąc go za policzki.
-Dobranoc kochanie.-Powiedział tonem już lekko zachrypniętym po całym dniu rozmowy.
-Śpij dobrze.-Ostatni raz pocałowałam go i opuściłam mieszkanie. 
Zbiegłam szybko do samochodu i pędem wróciłam do domu. Na moje szczęście mama chyba spała, ale zaraz, zaraz...
-MAMO?!
________________________________________________________________________________
I jak Wam się podoba Cass? Jestem z niej zadowolona. Szczerze mi się podoba, a Wy co myślicie? Jak Wam się podoba związek Cassie i Brayan'a? Jak myślicie, co zrobiła jej mama? Czekam na opinię ♥ Derp xx


~Oliver~part2~



~Oliver~part2~

~w poprzednim rozdziale:
"Dość długo wracałem. Idąc ulicą podziwiałem panoramę Londynu, którą uwielbiałem. Nie które dziewczyny mijając mnie dziwnie się patrzyły w moim kierunku. Chyba to była jedna z technik podrywu. Prymitywne. Dotarwszy pod dom, moim oczom ukazał się niecodzienny widok."~

~~~

Patrzyłem na postać, która stała przed moimi drzwiami i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Nie codziennie widuje się muzyka z najsławniejszego boys bandu na całym świecie, na swoim ganku. W pewnym momencie Lou zwrócił na mnie swój wzrok. Tysiące motylków rozleciało się mi po brzuchu, a nogi zmieniły się w miękką, uginającą się watę. Opanuj się Oliver, to tylko najseksowniejszy mężczyzna chodzący po tej planecie czeka na ciebie, a ty jak idiota stoisz z otwartą buzią na środku chodnika zamiast podejść i się przywitać.Ładnie to zaczynasz początek znajomości, która mogłaby przerodzić się w coś większego.
Postanowiłem opuścić moją bujną fantazję i nareszcie przywitać gościa. Niepewnym krokiem zacząłem zbliżać się do własnego domu. Usta Louisa wykrzywił się w zadziorny uśmiech. Boże zaraz zejdę na zawał przez tego kolesia.
Gdy już znalazłem się zaledwie metr od chłopaka, ten jak gdyby nic mocno mnie do siebie przytulił, po czym obdarował buziakiem w policzek.
-Lou, co ty tutaj robisz ?-zacząłem rozmowę.-Skąd w ogóle znałeś mój adres?
-Ach głuptasie, przy naszym zderzeniu wypadł ci portfel z kieszeni spodni. Tak się składa, że miałeś w nim dowód, a w dowodzie wszystkie informacje personalne.-uśmiechnął się, po czym oddał mi zgubę.
-Ojeju dziękuję, tak mi właśnie czegoś brakowało.-mruknąłem speszony.-Chciałbyś może wejść do środka napić się czegoś ? Rodziców akurat nie ma, wyjechali na dwa tygodnie do rodziny i zostawili mi wolną chatę.
-W sumie nie mam nic do roboty, a do chłopaków nie chce mi się wracać, bo ściąłem się z Harrym.-odpowiedział.
Wyjąłem kluczę z kieszeni bluzy i otworzyłem zamki w drzwiach. Weszliśmy oboje do korytarza, po czym zaprowadziłem Lou'iego do salonu.
-Chciałbyś się czegoś napić ?-zapytałem.-Woda? Herbata? Coca-Cola? Może coś mocniejszego?
Tak, właśnie tak, zamierzałem upić boskiego Tomlinsona, a później chytrze wykorzystać  go do niecnych planów łóżkowych.
-Rozsądek nakazuje mi wybrać wodę, ale wewnętrzne pragnienie zaszalenia napiłoby się drinka. No cóż, a co umiesz zrobić mój barmanie?-zapytał i uniósł śmiesznie brwi do góry.
-Tak się składa, że nie jestem za dobry w te klocki, więc mogę zaproponować ci wódkę z colą i trzema kostkami lodu. Gwarantuje, że nie pożałujesz.
-Niech będzie.-zgodził się.
Poczłapałem do kuchni zostawiając mojego towarzysza samego. Wyjąłem z górnej szafki dwie szklanki i włożyłem do nich lód. Wlałem ciut za dużo trunku, a resztę wolnego miejsca zalałem schłodzonym napojem. Powtórzyłem czynność jeszcze raz, po czym wróciłem do Louisa.
Podałem mu napój i patrzyłem jak zaczyna powoli go sączyć swoimi pełnymi, ponętnymi ustami, które teraz powinny łączyć się z moimi w namiętnym pocałunku.
Lou przerwał moment ciszy.
-Wiesz co przystojniaczku, w sumie cieszyłem się, że zostawiłeś portfel. W innym wypadku musiałbym wymyślić kolejny powód dla którego musiałbym zjawić się u ciebie w domu.-spojrzał na mnie swoimi cudownymi, niebieskimi oczami.-Wiem, że ci się spodobałem. Bądź co bądź nie da się ukryć tego w jaki sposób na mnie zerkasz, nawet teraz to robisz. To takie słodkie.
Całe moje poliki pokryły czerwone rumieńce, nie przywykłem do takich słów w moją stronę. Nie wiedziałem też, co mam mu powiedzieć. Rozgryzł mnie po całości i to po 20 minutach rozmowy. Najlepsze jednak było to, że nie byłem mu zupełnie obojętny.
Działając pod wpływem impulsu, odłożywszy szklankę z napojem, zacząłem zbliżać się do towarzysza tak, iż w pewnym momencie przestrzeń, która nas dzieliła nie była większa niż spora cytryna. Ponownie spojrzałem w jego oczy i niechcąc się w nich całkowicie zatopić, przymknąłem swoje czarne węgielki, wziąłem oddech i złożyłem na wargach Louisa delikatny, niewinny pocałunek. Po chwili oszołomienia chłopak także odwzajemnił to doznanie, jednakże namiętniej, nie oszczędzając przy tym języka. Powolnie muskał nim moje usta. W pewnym momencie poczułem silne ręce Louiego, które swawolnie błądziły po mym ciele i zatrzymał się na klatce piersiowej. Nie chcąc być mu winny zacząłem jeździć ręką wzdłuż jego uda. Gładziłem je pieszczotliwie chcąc dogodzić mojemu partnerowi.
Tą intymną sytuacje musiał przerwać dzwonek. Niechętnie wstałem z kanapy zostawiając na ustach Tomlinsona jeden pocałunek i skierowałem się ku drzwiom wejściowym, które powolnie otworzyłem. Przede mną stał Daniel, z plecakiem szkolnym w jednej ręce.
-Cześć, co tu robisz ? - spytałem szczerze zdziwiony.
-No jak to co? Miałem z tobą potrenować matmę. Przed sprawdzianem, który jest jutro. Od niego zależy to czy zdasz.-westchnął.-Serio ci na tym nie zależy?
-Cholera!-syknąłem.-No przecież wiesz, że zależy, ale zapomniałem i coś mi wypadło.
-Kochanie, długo mam jeszcze czekać?!-krzyknął nagle męski głos, który należał do Louisa.-Ja tu marznę i jestem samotny!
-Ach czyli to tak wygląda to "zajęcie". Świetnie, gratuluje ci stary. Mam nadzieję, że powtarzanie klasy będzie miłe.-rzucił na zakończenie i odszedł szybkim krokiem.
Goniłbym go, gdyby nie Lou.
Odwróciłem się na pieńcie i nastawiony na kolejną serie pieszczoch zacząłem iść do salonu. W połowie drogi zaskoczył mnie fan pasków, który tylko rzucił, że musi już lecieć. Na dowidzenia zamiast dostać namiętnego buziaka, usłyszałem tylko, iż było miło i musimy kiedyś to powtórzyć.
Byłem rozczarowany, ale pod świadomość podpowiadała mi, że gdy Louis usłyszał głos Daniela, poczuł się zagrożony i wycofał się z całej tej sytuacji. Durniu, czego ty oczekujesz? Że co niby? Tomlinson zazdrosny o ciebie? Śnisz chyba!
Taki miły wieczór się szykował, a wyszło na to, że zostałem sam. Dodatkowo z książką od matmy na biurku.
Smętny wszedłem schodami na górę do swojego pokoju i zasiadłem do nauki. Przy najmniej próbowałem. Patrzyłem się na zgniło zielony podręcznik z myślą, że może jeszcze mi się zachce, ale ta chęć nie przyszła, więc zalogowałem się na twittera.
To dziwne, że w prawdziwym życiu nie mam się do kogo odezwać poza paroma osobami, a na byle portalu społecznym followuje mnie ponad 4 tysiące osób, a niektóre nawet do mnie piszą.
Zaktualizowałem zdjęcie profilowe, po czym zalogowałem się na facebooka. Od razu rzucił mi się w oczy posty osób, które kojarzyłem ze szkoły. Dokładniej dziewczyn, fanek One Direction. W co drugim tekście oprócz wulgarnych wyzwisk na mój temat mogłem przeczytać, że spedaliłem samego Louisa Tomlinsona. Niektórzy mieli nawet parę fotek, które, rzeczywiście, przedstawiały nas obydwóch u mnie w domu, jakąś godzinę temu.
Nie wiedziałem co mam zrobić. Zacząć się bronić, czy może wypierać się czynu, który w rzeczy samej popełniłem. Poczułem, że łzy zdenerwowania i strachu zaczęły mieszać mi się w oczach i spływać po policzkach, wprost na klawiaturę. Bałem się, bałem się, że zaraz przyjdą tu i nie wiadomo co zaczną mi robić. Przecież takie stado dziewczyn było nieobliczalne i mogło zrobić mi krzywdę. W pewnej chwili pomyślałem, żeby zadzwonić do Daniela, ale przypomniało mi się, że był na mnie zły za dzisiejszą akcję i pewnie teraz siedział przed monitorem i się ze mnie śmiał.
Zamknąłem nerwowo klapę laptopa i rzuciłem się na łóżko. Koszmar z przed laty powraca. Leżałem tak w totalnej rozsypce i rozpaczy do około 4, aż w końcu zasnąłem ze zmęczenia.
~~~
PRZECZYTAŁEŚ? SKOMENTUJ! W TEN SPOSÓB WIEMY, ŻE MAMY DLA KOGO PISAĆ. POZA TYM WYRAŻANIE WŁASNEJ OPINII KSZTAŁTUJE TWÓJ CHARAKTER!
I co sądzicie na temat Olliego? Jak myślicie, jak potoczy się dalszy ciąg wydarzeń i czy połączy go coś mocniejszego z Louisem?
Pedro xx

czwartek, 12 kwietnia 2012

~Bryan~

~Bryan~

W poprzednim rozdziale:
~~~
Pooglądaliśmy bajki w telewizji i wyszliśmy na plac zabaw. 
Usiadłem na ławce, podczas gdy Charlottka bawiła się z koleżankami. Wiele osób dziwnie się mi przyglądało, a jedna babcia zagadała do mnie z tekstem, iż mam bardzo śliczną córeczkę. Zachciało mi się śmiać. Czy to, że zajmuje się czteroletnim dzieckiem od razu musi oznaczać, że to moje ? Jednakże, nie chciałem robić kobiecie przykrości i podziękowałem. Lubiłem patrzeć jak Lott spędzała czas z rówieśnikami. Niespodziewanie  dosiadła się do mnie jakaś dziewczyna. Znałem ją ze szkoły.
 ~~~

   Burza czarnych, gęstych włosów wraz z ciemnymi okularami efektywnie zasłaniały jej twarz. Miałam na sobie jeansowe, krótkie spodenki odsłaniające jej długie, opalone nogi, które zakończone były płóciennymi koturnami ze wzorem w wiosenne kwiaty. T-shirt z myszką Mickey, zakrywał długi szary sweter. Z przewieszonej na ramieniu małej torebki wystawała paczka Devil'ów. Słyszałem od innych, że tak jak ja od niedawna uczęszcza do miejscowego liceum. Byłem ciekaw, czemu tak się stało. 
   Po dłuższej chwili patrzenia na siebie postanowiłem zagadać do Cassie. Na początku rozmowa się nie kleiła, ale o dziwo Charlotte rozluźniła atmosferę i zaczęliśmy dyskutować na różne tematy jak dwoje starych, dobrych znajomych, którzy nie widzieli się bardzo długo. Myślę, że sporo się o niej dowiedziałem, dlatego też, gdy męczenie Lottie zaczęło być denerwujące i wybierałem się do domu już na dobre, wziąłem od niej numer telefonu, po czym rozeszliśmy w swoje strony.
   Otrzepałem siostrze ręce z piachu i zacząłem ją doprowadzać do normalnego stanu. Nowo zakupiona sukienka już nie była tak śnieżno biała jak wtedy gdy parę godzin temu płaciłem za nią ciężkie pieniądze. Kto by pomyślał, że za taką małą ilość materiału trzeba dać tyle kasy. Już moje t-shirty z przeceny w Zarze kosztują mnie za 2 sztuki. 
   Wziąłem malutką za rękę i podreptaliśmy w stronę bloków. Ja podśpiewując kawałek Guns 'n Roses, ona melodię z przedszkolnych piosenek. Idąc powolnym tempem widziałem jak wzrok co drugiej dziewczyny ląduje na naszej dwójce. Oj tak, kobietom bardzo imponował mężczyzna z dzieckiem.
  Po wejściu do mieszkanka i zdjęciu butów, przyszedł czas na kąpiel małego smroda. Zatkałem wannę kurkiem i puściłem ciąg ciepłej wody, uprzednio wlewając płyn do mycia. Wyjąłem z szafki pod umywalką gumową kaczkę i wrzuciłem do mini basenu. Kazałem zacząć rozbierać się Lottie, a sam poszedłem do mojej sypialni i grzebiąc w sosnowej komodzie znalazłem czystą piżamkę ze spodniami w kwiatki i koszulką, na krótki rękaw ze Śpiącą Królewną. Położywszy ją na białej pralce, jednym zwinnym ruchem sprawiłem, że golas znalazł się w wannie i zaczął na mnie chlapać wodą. Postanowiłem dłużej nie być jej dłużny i także chlapnąłem na nią ręką. W efekcie anielskie loczki zmieniły się w nieuformowane włosie. Umyłem maluchowi wszystkie części ciała razem z czupryną, po czym w szybkim tempie zacząłem ją osuszać puszystym ręcznikiem. Ubrałem siostrę w piżamkę oraz w kapcie i kazałem zmykać do sypialni. Charlotta wygodnie zajęła miejsce po prawej stronie dwuosobowego łóżka i poprosiła o to, abym opowiedział jej bajkę. Nigdy nie byłem dobry w wymyślaniu, a moja wyobraźnia nie była specjalnie rozbudowana, ale z powodu, że ją kochałem starłem wymyślić najlepsze science-fiction jakie słyszała ziemia. 
 -Dawno, dawno temu w odległej krainie żyła i funkcjonowała sobie dziewczynka o imieniu Charlie. Rodzina nie była za bogata, a rodzice nie interesowali się nią zbytnio, jednakże jasnowłosa miała pewno szczęście-przyjaciela. Harry zawsze i wszędzie jej towarzyszył, dlatego nigdy nie czuła się samotna. Pewnego dnia we dwoje wybrali się do lasu. Nie był to zwykł las, bowiem był on zaczarowany przez złego czarownika imieniem Michael. Legenda głosiła, że pewnego dnia jakaś dzielna dziewczyna stoczy bitwę z magikiem i zgładzi go, zarazem niszcząc czar, który on rzucił. Zaklęcie było o tyle niebezpieczne i kłopotliwe, iż każdy kto wszedł do wielkiego lasu, nie mógł z niego wyjść, a jeśli nie pokonał Michaela do końca życia robił za jego sługę.-spojrzałem na Lottie, ale miała zamknięte oczy, więc nie miałem po co dokańczać mojej mistrzowskiej baśni. Wstałem z materaca, po cichu zamknąłem drzwi i usiadłem na kanapie w salonie. Wziąłem telefon i bez namysłu napisałem do Cassie z prośbą o jutrzejsze spotkanie, a mianowicie o to, aby wraz ze mną odprowadziła do przedszkola Charlotte. Po kilku minutach, które trwały jak godziny oczekując na odpowiedź dostałem wiadomość tekstową. Na szczęście dziewczyna zgodziła się zostać moją towarzyszką. Nie wiem czemu, ale poczułem coś głębszego do niej, nie byle sympatię. Wielkie uczucie i pragnienie poznania jej jeszcze bliżej tak bardzo doskwierało mi w nocy, że nie mogłem ani na chwilę zmrużyć oka.
  Rano budzik zadzwonił o 7:00 i pośpiesznie wstałem z łóżka. Nie chcąc obudzić małej starałem się zachowywać się jak myszka. Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej czarne, zwężane spodnie, czerwony t-shirt z elmo, szarą bluzę z ładnymi zakończeniami oraz czarne vansy. Założyłem to wszystko i po uprzednim odświeżeniu się w łazience, zrobiłem sobie kanapki do szkoły, a siostrze śniadanie na dobry początek dnia. Obudziłem moją królewnę, która niechętnie wstała i pewnie tak samo jak ja wolałaby pospać jeszcze chwilkę. Pomogłem ubrać jej się w wybrane przez nią samą ubrania, które jako tako współgrały w sobą i stworzyły jedną całość. W sumie jeansowe rurki, lekko przyduża koszulka z Garfieldem i bluza Hilfigera robiły wrażenie.Brzdąc nalegał, aby niesforne loczki związał w kłosa. Uległem jej prośbom i namowom, bo zawsze ulegam. Dobre 10 minut zajęło mi majstrowanie przy fryzurce, ale wyszła przyzwoicie. Powiedziałem Charlottcie, aby zjadła śniadanie, a samo kontrolowałem czas. Było około 7:40, a z racji tego, że do umówionego miejsca szło się ponad kwadrans, zacząłem zawiązywać siostrze malutkie zielone vansy, a na górę wkładać beżowy płaszczyk. 
  Na miejsce dotarliśmy lekko spóźnieni, ale Cass się nie obraziła. Wyglądała bajecznie. Szara sukienka w kolorowe kwiatki i skórzana kurtka oraz balerinki tworzyły świetny komplet. Aż poczułem nutkę wstydu, gdy popatrzyłem na swoje ubrania. Przywitaliśmy się buziaczkiem w policzek zainicjowanym z jej strony, co mnie pozytywnie zaskoczyło. Charlotta od razu rzuciła jej się na szyję. W pierwszym momencie myślałam, że Cassie się to nie spodoba, ale nie miała nic przeciwko. Ruszyliśmy w troje za ręce w stronę placówki. Zostawiając siostrzyczkę w przedszkolu poczułem ból w brzuchu, bo wiedziałem, że dzisiaj będzie skazana na matkę. 
   Schodząc po schodkach biłem się z pragnieniem złapania jej za rękę. Za zielonym ogrodzeniem postanowiłem zapytać Czarnowłosą czy ma ochotę zrezygnować dzisiaj z lekcji i udać się ze mną na wagary. Przytaknęła na tak. Zaproponowałem Starbucks'a będącego niedaleko nas. Kolejny raz potwierdziła mój pomysł i chwilę później szliśmy powolnie w stronę kawiarni. Nagle Cassie zaczęła szukać czegoś w kieszeni kurtki. Wyjęła z niej czarną ramę papierosów i mnie poczęstowała. Niedawno zerwałem z nałogiem, ale raz na jakiś czas lubiłem zapalić. Wziąłem wyrób tytoniowy po czym zapytałem czy ma zapalniczkę. Pokiwała głową i użyczyła mi ognia. Mocno zaciągnąłem się dymem, po czym wypuściłem go przed siebie. Zaczęliśmy rozmawiać.
-Tak ogólnie to czemu przeniosłaś się tutaj do liceum? - zapytałem się i uśmiechnąłem.
-Wyprowadzka z Las Vegas. Wiesz dosyć nie miły rozwód rodziców. Wolałabym zostać z ojcem w USA, ale matka uparła się mnie zabrać ze sobą, co równało się ze zrujnowaniem mi życia, aż do wczorajszego dnia, kiedy to cie poznałam. Sądzę, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Jesteś ciekawą osobą, poza tym twoja siostra to urocza osoba. Jest jeszcze jedna kwestia, ja praktycznie nikogo tu nie znam, a zawsze lepiej móc poznać czyjąś twarz w tłumie i w sumie, czemu to nie może być twoja?-mówiła miły, ale z drugiej strony pytającym tonem. Po jej minie widać było, że nie potrafi przewidzieć mojej reakcji.
-No pewnie, że masz rację. Też cie polubiłem, może nawet więcej.-końcowe słowa wypowiedziałem nieco ciszej, ale na tyle głośno, by towarzyszka mogła się zarumienić. Przyznam, nawet jako burak wyglądała nieziemsko ładnie.
Weszliśmy do przestronnej sali i zajęliśmy malutki, brązowy stolik przy obszernym oknie, wychodzącym na ulicę. Oboje zdjęliśmy swoje urania wierzchnie i czekaliśmy na kelnerkę. Gdy niska, nieco grubsza blondynka nas obsłużyła kontynuowaliśmy rozmowę.
-Ta dziewczyna definitywnie na ciebie leci.-mruknęła Cassie, niby to obojętnie, ale jednak wyczułem nutkę zazdrości.
-Co, która? Na pewno tylko ci się wydaje.-obruszyłem się nie chcąc urazić koleżanki.
-No proszę cie, kto normalny patrzyłby się na drugą osobę przez dobre 10 minut?-powiedziała.-Definitywnie czegoś od ciebie oczekuje. Nie jest zła, może zagadasz?
Wyczułem, że to pytanie to był sprawdzian, który ja miałem za zadanie zdać.
-Wolę twoje towarzystwo. Nie obchodzą mnie inne dziewczyny, gdy jestem z tobą.-czułem się na wygranej pozycji.
-To ją teraz spław, właśnie tu idzie.-uśmiechnęła się figlarnie.
Nagle podeszła do nas moja adoratorka i zaczęła mnie zagadywać. Cass miała ewidentnie dużo zabawy z mojej nieudolnej próby uświadomienia dziewczynie, że jestem na w pewnym sensie randce. W pewnym momencie inicjatywę przejęła Casandra.
-Słuchaj, jestem właśnie w trakcie omawiania ilości alimentów z moim chłopakiem, któremu urodzę dziecko. Też chcesz być w takiej sytuacji co ja, czy dasz se spokój i odejdziesz do swoich koleżanek, które wyraźnie mają z ciebie niesłychanie dużą polewę?- przyznam, aktorka z niej bardzo dobra, a pomysł jeszcze lepszy.
Kasztanowo włosa nieznajoma prychnęła coś pod nosem, po czym z burakiem na twarzy wybiegła z kawiarni. Zrobiło mi się jej trochę przykro, ale z drugiej strony byłem zaskoczony zachowaniem Cass. Może ona na prawdę była o mnie zazdrosna? Czułem się nieziemsko.
Zobaczyłem jak do stolika idzie kelnerka z tacką i naszymi kawami. Wyjąłem z portfela należytą sumę i wręczyłem ją w banknotach dziewczynie. Oboje postanowiliśmy nie siedzieć bez czynnie w miejscu, więc ubraliśmy się w kurtki, wzięliśmy napoje i wyszliśmy. Spacerując nie wiedząc tak na prawdę gdzie, spotkaliśmy paru znajomych, którzy tylko z respektem w oczach pokiwali na nas głową. 
Skręciliśmy do miejscowego skate-parku u wybrzeży Tamizy i usiedliśmy na jednej z wolnych ramp. W pewnym momencie Cass sącząc picie przysunęła się do mnie lekko i objęła w pasie. Spojrzałem na nią, po czym złapałem jej malutką rączkę i splotłem razem z moją. Popatrzyłem czule w oczy i sam nie wiem co mnie do tego skłoniło, ale połączyłem nasze usta w pocałunku. Cassie odwzajemniła to delikatne doznanie tyle, że czulej i namiętniej. Nasze języki zaczęły tańczyć ze sobą, a w brzuchu latały miliony motylków. Gdy już oderwaliśmy się od siebie mocno przytuliłem dziewczynę do siebie i spędziliśmy tak resztę pięknego dnia. Razem. W objęciach. Najszczęśliwsi na świecie.
~~~
PRZECZYTAŁEŚ? ZOSTAW COŚ PO SOBIE. 
Dziękujemy za wzorową frekwencję. 
Postanowiłam dodawać dłuższe rozdziały z większą ilością zwrotów akcji, które mam nadzieję będą Wam pasować. 
Szczęśliwi, że Bryan kogoś sobie znalazł? 
Nie na długo.
Pedro xx



~Melanie~

~Melanie~
~w ostatnim rozdziale~
Z chwilą gdy dowiedziałam, się o śmierci wujostwa i powrocie Megan cała we łzach zaczęłam się pakować. Jestem pewna, że one same sobie nie dadzą rady. Meg, jak i Alexandra są bardzo roztrzepane i nie będą same potrafiły się dogadać, Zadzwoniłam do Harry'ego i poprosiłam go żeby zabukował bilety do Londynu, w jedną stronę, na za tydzień, dlaczego opowiem mu jutro. Po spakowaniu części bagarzu zaczęłam wydzwaniać do agencjii by odwołać moje sejse zdjęciowe. Źle poszło z większością, zawsze źle idzie.
~~~
 Po wylądowaniu na lotnisku razem z chłopakami zaczęłam się rozglądać za Megan, Lex i Liamem, którzy mieli nas odebrać. Nagle ktoś przytulił mnie od tyłu. To nie był nikt inny tylko Payne. Odwróciłam się i mocno ścisnęłam przyjaciela w pasie. Po chwili dołączyła do nas Lexi. Rzuciła się na Harry'ego i nie chciała puszczać. Następnie Lou, a na samym końcu ja. Oznajmiła nam, że Meg czeka w samochodzie, iż nie chciała się narażać. Na co ona znowu nie chciała się narażać?! No nieważne. Skierowaliśmy się w stronę parkingu gdzie po drodze zaatakował nas tłum paparazzich i nie obyło się bez głupich pytań. Po udzieleniu wywiadów zniknęliśmy za murami lotniska i zasiedliśmy w czarnym wanie chłopaków. 
                                                       ***
 Obudziłam się o 13:07 w pokoju Lexi, która leżała, jeszcze pogrążona w śnie, koło mnie. Wstałam z łóżka najciszej jak mogłam i wróciłam do swojego pokoju, który wczoraj przydzieliły mi dziewczyny. Po drodze zajrzałam do Meg, ale jej nie było. Może znalazła pracę, ciekawe.
 Wyjęłam z walizki czarne, obcisłe spodnie, białą koszulkę z motywem kota w okularach i bieliznę. Wzięłam to wszystko do łazienki i zaszyłam się za czerwoną zasłonką prysznica. Puściłam wodę po czym poczułam jak gorący strumień spływa po mym ciele. Chwyciłam gąbkę i zaczęłam myć poszczególne partie ciała. Umyłam włosy, jeszcze chwilkę pogniłam pod prysznicem i zakończyłam łagodną kąpiel. Założyłam przyniesione ze sobą ubrania i zrobiłam lekki makijaż. 
 W kuchni już krzątała się Alex i przyrządzała jajecznicę na boczku. Gdy mnie zobaczyła podeszła do mnie i mocno mnie uścisnęła. Ja nie byłam jej dłużna. Po czym wróciła do smażenia jajek. Ja zaparzyłam nam ciepłej herbaty i rozłożyłam wszystko co potrzebne na stole. Gdy wszystko było już gotowe zasiadłyśmy razem i zaczęłyśmy pałaszować śniadanko.
-Masz jakieś konkretne plany na dzisiaj?-Zapytałam siostry.
-Żadnych, a ty?
-Tak, zabieram cię na zakupy i jedziemy pod wieczór do chłopaków. Pasuje?-Uśmiechnęła się i w odpowiedzi przytaknęła kiwnięciem głowy.
 Koło 14:00 gdy Lex już była gotowa wyszłyśmy z domu do zmówionej uprzednie taxówki. Podałam staruszkowi adres placówki, na którą się wybieramy i ruszyliśmy w jej stronę. Po mniej więcej piętnastu minutach drogi zapłaciłam kierowcy i opuściłyśmy pojazd.
 Po wejściu do środka pierwsze co zrobiłyśmy to udałyśmy się do kawiarni. Zajęłyśmy wolne miejsca i złożyłyśmy zamówienie, które stało przed nami już po pięciu minutach. Lexi zaczęła opowiadać mi o szkole, o swoich przyjaciołach, ogółem o wszystkim co działo się od mojego wyjazdu. Wszystko krok po kroku już mi się układało.
 Po niewielkich zakupach, które trwały ponad cztery godziny, wykręciłam numer Harry'ego by po nas przyjechał, ale ten nie odbierał. Dziwne, to nie w jego stylu. Nie czekając na nic zadzwoniłam po Liama, który był w przeciągu piętnastu minut pod Centrum Handlowym.
-Cześć Liam.-Przywitałam się z przyjacielem dając mu buziaka w policzek i zasiadając na przednim miejscu pasażera.
-Cześć Lexi.-Payne wyrwał moją siostrę z zamyślenia i grzebania w telefonie.
-Cześć, cześć. Miło cię widzieć.-Powiedziała bez jakiegokolwiek uczucia. O czym ona tak myśli, co jej chodzi po głowie? Musze się później dowiedzieć.
-Cześć wszystkim!-Krzyknęłam przekraczając próg domu chłopców. W odpowiedzi usłyszałam wiele ciepłych słów. Rozejrzałam się po salonie. Brakuje Harolda, gdzie on się podziewa. Lou siedział w zamyśleniu na kanapie, Zayn gadał z jakąś czarnowłosą dziewczyną na tarasie, a Niall? Boże Niall rozmawia z Max, siostrą Georga.
-Max?!-Krzyknęłam widząc miętowowłosą dziewczynę.
-Melanie?!-Odpowiedziała tak samo zdziwiona jak ja i podbiegła do mnie mocno mnie przytulając.
-Ale cię dawno nie widziałam.-Powiedziałam dość głośno.-Widzę, że kręcisz z naszym Irlandczykiem.-To dodałam już szeptem.
-Może tak, a może nie.-Uśmiechnęła się szyderczo po czym zaczęła się rozmowa. U niej też nie najlepiej. Ojciec w więzieniu, George w szpitalu, a ona nie studiuje, ale powiedziała, że nie uczęszcza na żadne wykłady z wrodzonego lenistwa.
 Nagle do domu wpadł Harry z jaką dziewczyną u boku. Oboje wyglądali koszmarnie. Ona, rozczochrane, czerwone włosy, rozdarte spodnie, brudna bluza i do tego wychudzona. On z podbitym okiem, z oderwanym rękawem od bluzy i także miał dziurę w spodniach. Byli zdyszani i widać, że czegoś się bali. Co mogło się stać, nikt nie wie poza nimi.

-Harry...-podbiegłam do niego-co się stało? Kim ona jest i czemu wyglądacie jak by Was coś przejechało?-Zapytałam oglądając jego opuchliznę wokół oka.
-To jest Effy. Nic więcej nie mogę powiedzieć.-Wydusił z siebie.
-Harry! Nie ma nie mogę więcej powiedzieć. Co się STAŁO?!
-No bo. Taki jeden nas napadł i próbował mnie...-wtrąciła Effy.
-Co cię próbował?-Zapytałam z przerażeniem.
-Zgwałcić. Po czym Harry się na niego rzucił, ale skończył tak jak widzisz.

-Ale kim on jest i co od was chciał. Co wy w ogóle robice?
-Nic nie robimy, nie wasza sprawa!-Krzyknął zbulwersowany Styles i odepchnął mnie na ziemie.
-Styles do jasnej cholery! Weź ty się ogarnij. Kogo ty udajesz?! Popisujesz się przed koleżanką? Nie wychodzi ci. Albo się ogarniesz i nam powiesz co się stało albo stąd spieprzaj i zabieraj ją ze sobą.-Wtrącił Zayn. 

Całe to przedstawienie oglądała Lexi. Po cichu popłakiwała. Harry to zauważył i coś w nim tknęło, coś się stało, że się uspokoił.
-Przepraszam. Melanie, wybaczysz mi?-Zapytał ze łzami w oczach.
-Postaram się, a teraz mów co się stało.-Powiedziałam podnosząc się z posadzki.
-Od czego by tu zacząć. Może...-i opowiedział nam całą historię. Jak to możliwe. On, mój mały Harold i narkotyki. Kto by pomyślał. Jeszcze ta Effy. Ona wróciła z odwyku, a Marko, ten ich diler, ją "porwał" i zmusza ją do "sprzątania" ludzi, którzy wiszą mu kasę. To niedorzeczne. Chociaż w sumie teraz będzie im łatwiej skoro my już wiemy to nie będzie problemu ze spłaceniem długu u tego całego Marko, bo nikt nie będzie się pytał gdzie podziało się siedem tysięcy funtów. 
 Godzina 22:00, prawie wszyscy już śpią. Ta cała masa ludzi, która tutaj była, została na noc. Chociaż wątpię żeby ktokolwiek spał tej nocy. Ja aktualnie nie mogę, martwi mnie sytuacja Harry'ego. To wszystko jest takie nie do pojęcia, przeraża mnie fakt, że mój przyjaciel ćpał.
 Ciepła noc, aż dziwne, że w Londynie o tej porze jest ciepło. Usiadłam sobie nad basenem i zanurzyłam nogi w lodowatej wodzie. Po chwili dołączył do mnie Harry. Zajął miejsce koło mnie i także zaczął moczyć nogi. Nie odzywaliśmy się tylko cieszyliśmy się ciszą nocy. Harold objął mnie ramieniem i zaczął głaskać po ręce. Oparłam się na niego, ale nie na długo, bo nagle Harry wstał i pociągnął mnie razem ze sobą. Kazał mi zamknąć oczy. Ujął moją twarz dłońmi i zaczął. Tak zaczął mnie jak gdyby nigdy nic całować. Otworzyłam przerażona oczy i momentalnie, jak by zaczął parzyć, odsunęłam się od niego. Przecież on, on chce to wszystko popsuć. Prawie trzy lata pięknej przyjaźni zniszczyć jednym pocałunkiem.
-Harry...-cicho wydukałam i zaczęłam płakać.
-Co ja zrobiłem. Boże, Melanie przepraszam, ale mnie poniosło. Nie chciałem naprawdę.-Chciał mnie przytulić, ale odruchowo się cofnęłam.
-Nie przepraszaj.-Wbiegłam do domu i zamknęłam się zapłakana w łazience.
_________________________________________________________________________________
Boże, ale mi się ten rozdział nie podoba. Jak dla mnie jest napisany z dupy. Nie wiem jak dla Was. Liczę na opinię w komentarzach, których ciągle jest mało. To jest naprawdę przykre, bo niby przybywa tych wejść i jest Was sporo, ale komentarzy nie ma prawie wcale. Także proszę Was komentujcie, bo to dla nas wiele znaczy i wnioskujemy z nich czy mamy dla kogo pisać.  Alex xx

sobota, 7 kwietnia 2012

~Kochani~

~Imaginy~
Jest taka sprawa. Jak dobrze wiecie chcemy dodawać Imaginy, ale mamy pewien problem. Wolicie żeby Imaginy były dodawane na stronę główną czy może mamy założyć nowego bloga?
Do tego czy chcecie żeby Imaginy były smutne, wesołe, długie, krótkie może 18+?
Na wszystkie propozycje czekamy w komentarzach.
Pedro&Derp
xoxo