środa, 7 marca 2012

~Oliver~

~Oliver~
 Dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Szybko wyłączyłem denerwującą melodyjkę z Kubusia Puchatka i padłem zaspany na łóżko, twarzą trafiając w miękką poduszkę. Nienawidzę poranków, a zwłaszcza poniedziałkowych. Przytłacza mnie wizja spędzenia całego pięknego dnia w szkole wśród osób, które za mną nie przepadają. Nie potrafią zaakceptować tego jaki jestem i mogę liczyć tylko na Daniela.
 Powolnie usiadłem na brzegu materaca i rozejrzałem się po ciemnym pokoju. Wszystkie ściany zdobiły plakaty i fotografie, przedstawiające moją rodzinę.
 Podniosłem się i poszedłem do obszernej szafy z lustrem. Przyjżałem się mojemu odbiciu. Nie wyglądałem źle, byłem troszeczkę potargany. Ogólnie od zawsze ludzie uznawali mnie za jedną z lepszych partii, ale nie brałem tego za zaletę. Niektóre dziewczyny, nie znające mojej orientacji, nienawidzą mej osoby, po tym jak byłem zmuszony im złamać serce. Na prawdę, nie chciałem ich krzywdzić i niechętnie to robiłem, ale nie zmienię się dla nich.
 Otworzyłem masywne, przesuwane drzwi i wyjąłem czerwone rurki, które bez paska zjerzdżały mi z tyłka, koszulkę w zielone paski, a na nogi moje ukochane, trochę zniszczone Vansy, idealne do jazdy na deskorolce. Założyłem wybrane przez siebie ubrania i udałem się do łazienki.
 Nie chcąc nikogo obudzić, idąc korytarzem, próbowałem zachowywać się cicho jak mysz, jednakże uniemożliwły mi to porozrzucane zabawki mojego brata i z hukiem znalazłem się na drewnianej posadce. Poczułem ból w nadgarstku, który ucierpiał najbardziej, ale nie zwracając na to uwagi, otworzyłem drzwi od toalety. Puściłem wodę w kranie, po czym umyłem nią twarz i zęby. Wyjąłem szczotkę z szafki pod umywalką i uczesałem oraz wymodelowałem włosy, utwardzając je lakierem. Spryskałem się perfumami Hugo Bossa i i wyszedłem, udając się do kuchni po drugie śniadanie. Zrobiwszy dwie kanapki z żółtym serem, posmarowane ketchupem, wyruszyłem do szkoły z deskorolką pod pachą i  plecakiem na plecach. Wyjąłem IPhone z kieszeni spodni i spojrzałem na godzinę. Była za dziesięć, ósma. W dziesięć minut przez pół miasta? Przyjąłem wyzwanie i wskoczyłem na deską. Jeździłem już dobre parę lat, więc miałem wprawę aczkolwiek hamowanie wychodziło mi o wiele gorzej. Nie dziwcie się więc, iż dzisiejszy wyścig z czasem zakończyłem wpadając na Louisa Tomlinsona. Gdy oboje pozbieraliśmy się do kupy, zacząłem go błagać o wybaczenie, a zarazem miałem ochotę wyjąć mój ulubiony zeszyt z Marlin Monroe na okładce i poprosić o autograf. Nie, to byłoby niestosowne. Rozeszliśmy się w swoje strony. Musiałem wracać na piechotę, gdyż doszczętnie rozwaliłem swój blat. Oczywiście nie obyło się bez piętnastominutowego spóźnienia. Nauczycielka nie chciała nawet słuchać nieudanych tłumaczeń z mojej strony.
 Dzień w szkole minął bez większych rewelacji. Na przerwach siedzieliśmy z Danielem pod salami i próbowaliśmy przekonać mnie do ostrzejszego gatunku muzyki niż pop i rap. Na marne. Po siedmiu godzinach lekcyjnych, gdy staliśmy koło metalowej bramy, czekając nawet nie wiem na co, podeszła do nas Cher. Nie lubiłem jej. Ostatnio zaczęła się kręcić wokół Daniela, a dobrze wiedziałam, iż miała na niego zły wpływ. Każdy zdawał sobie sprawę z tego, że jej hobby to ćpanie. Z drugiej strony była biedna. Każdy się od niej odwrócił zamiast pomóc wyjść z nałogu. Opuściłem gołąbeczki i ruszyłem do pobliskiego Starbucks'a gdyż byłem tam umówiony z kolegami z drużyny piłkarskiej. Zamówiłem którąś z kaw i chcąc zapłacić, sięgnąłem ręką do kieszeni. Niestety nic nie mogłem znaleźć. Od razu domyśliłem się, że musiał mi wypaćś portfel przy zderzeniu z najprzystojniejszym chłopakiem na świecie, którego kiedykolwiek widziałem na oczy. Problem tkwił w tym, iż nie miałem pojęcia czy Lou go zabrał, a jeśli tak, to nie miałem się z nim jak skontaktować. Napisałem sms'a do chłopaków, że bardzo przepraszam lecz nie będzie mnie na spotkaniu, po czym wyszedłem z kawiarni i udałem się w sronę domu.
 Dość długo wracałem. Idąc ulicą podziwiałem panoramę Londynu, którą uwielbiałem. Nie które dziewczyny mijając mnie dziwnie się patrzyły w moim kierunku. Chyba to była jedna z technik podrywu. Prymitywne. Dotarwszy pod dom, moim oczom ukazał się niecodzienny widok.
~~~
I jak wrażenia ? Sue xx

1 komentarz: